Dlatego nowy wpis dopiero teraz i tylko jeden, bo tylko na tyle starczyło mocy w starych bateryjkach. Ale za to przezacny. Bo o panience tyleż leciwej, co urodziwej.
Oto Sonia. Chociaż zapewne nie zawsze była Sonią, ale to imię nosiła jako ostatnie. Należała niegdyś do mojej mamy, ale nie była w zasadzie używana. Któraś ze znajomych przywiozła ją w prezencie jako pamiątkę z ówczesnego ZSRR w późnych latach 70., kiedy już ani ona ani jej siostra nie bawiły się lalkami. Więc tak sobie stała i czekała. Okazało się, że na mnie, chociaż przede mną była jeszcze starsza kuzynka, która równie dobrze mogła ją dostać. Dlaczego nie - tego do dzisiaj nie wiem. Ale to chyba mało istotne.
Mimo sporej ilości lat zabawy ze mną zachowała się w naprawdę niezłej kondycji i w kompletnym - chociaż nieco nadszarpniętym tu czy ówdzie - stroju, wliczając w to urocze plastikowe buciki. Które zresztą po zdjęciu odsłaniają pierwotny kolor plastiku, z którego zrobiono kończyny...
Mycie na jakiś czas niweluje tę "brudną" różnicę, ale potem ona znowu wraca. Cóż, to chyba po prostu jednak kwestia wieku i paru ładnych lat, podczas których zapewne lala była co najwyżej odkurzana z wierzchu. To samo zapewne odbiło się też na włosach, w połączeniu z wiecznie zawiązaną na głowie tą dziwną czapeczko-chusteczką. Zastanawiam się, jak by je tu umyć i czym, żeby nie dokonać spustoszenia. Jakby ktoś siedzący mocniej w temacie takich lalek coś mógł doradzić, byłabym bardzo wdzięczna.
Sonia należy do lalek "mówiących" - ma w środku specjalny mechanizm, dzięki któremu po przewróceniu z brzuszka na plecy mówi "mama". A właściwie to mówiła, bo urządzenie z wiekiem się wyrobiło i teraz lala wydaje z siebie pozbawione znaczenia gaworzenie w rodzaju "łałała", ale fakt pozostaje faktem.
Kończyny ma połączone z korpusem przy pomocy gumek we wnętrzu ciałka, które przez lata wcale nie sparciały... w przeciwieństwie do gumki, którą pannie wszyto w majtki ;P
Jedno się nie zmieniło - jest śliczna i urzeka detalami wykonania. Nieważne, czy to paznokcie dłoni i stóp, plastikowe długie rzęsy czy absolutnie przecudowne oczy.
Co by nie mówić, to skarb. Zarówno z racji wartości sentymentalnej, jak i ze względu na stare dobre wykonanie, które było w stanie bez większych uszczerbków przetrwać ponad 3 dekady. I chociaż też już od dawna lalkami się nie bawię, a większość dawnych zabawek trafiła do pudeł i szaf, Sonia nadal zajmuje swoje honorowe miejsce w kącie przy oknie. Niech tak zostanie. To najładniejsza Rosjanka, jaką znam.