sobota, 22 listopada 2014

Blask i blichtr...?

I znowu wszystko przez przypadek.

Wylądowałam dzisiaj w Tesco, poszukując ichnich płyt DVD-R do nagrywania i jakiegoś prezentu dla siostrzenicy ciotecznej na jej zbliżające się urodziny. Oczywiście to drugie stanowiło niezły pretekst do wejścia w dział z zabawkami i zlustrowania lalkowego towaru. Monsterkowe Clawdia i Honey nadal urodziwe i nieprzyzwoicie jak dla mnie drogie, tegoroczna urodzinowa Barbie nadal rozczarowująca przy spotkaniu face-to-face, ewentualne zestawy z ubrankami/dodatkami nadal stanowczo zbyt kosztowne. Aż tu nagle wpadło mi w oko tekturowe pudełeczko z blistrami, a w nim to.


Pozostałe zawierały wprawdzie buty i inne akcesoria, ale nie prezentowały się zbyt ciekawie ani kolorystycznie ani fasonowo (obuwie pachniało mocno "inspiracją" Monsterkami - te zawijasy i koturny :D). Ta sukienka była ostatnim opakowaniem z jakimikolwiek ciuszkami, zawartość prezentowała się na pierwszy rzut oka przyzwoicie, no i cena - 7 złotych w tej kategorii to nie jest duży pieniądz.


Wszystko opatrzone było logiem "Sparkle'n'Glitz", która po wbiciu w Google okazała się być tescową marką wszystkiego, co różowe i dziewczyńskie. Od rowerków i rolek, poprzez kucyki i zestawy kuchenne, aż po lalki - typowe barbiopodobne klony z twarzą podejrzanie zbliżoną do naszej krajowej Natalii.

Po przyniesieniu zdobyczy do domu i rozbrojeniu całego zabezpieczenia (5 plastikowych zaczepów do rozcięcia) mogłam wreszcie konkretnie przyjrzeć się, co to ja kupiłam. Oczywiście w środku musiałam znaleźć wielką metkę informującą o pochodzeniu tej szałowej kreacji:


Przy okazji odkryłam, że całość z tyłu ma nie tradycyjny rzep, ale coś w rodzaju plastikowej taśmy. Ciekawe, jaki toto ma stopień zużywalności przy ciągłym zapinaniu i odpinaniu.


Poza tym jakościowo prezentuje się naprawdę całkiem nieźle. Wystających nitek mało, niedoróbek póki co nie dostrzegłam, materiał miły w dotyku i nie czuć go zbyt mocno sztucznością. Dopiero przy szukaniu dla tej sukienki odpowiedniej modelki zaczęły się lekkie schody. Próba wciśnięcia jej na sztandarową w moim zbiorze Barbie na ciałku TNT skończyła się średnio - z trudem przechodzi przez biodra, z powodu rozmiaru biustu nie dopina się i ogólnie panna prezentuje się w niej jak w worku. Drugie podejście, na lalce z serii Victorious na ciałku livkopodobnym, było bardziej udane.



Abstrahując od tego, że ten ciuszek jest totalnie nie w stylu tej konkretnej panny, raczej ładnie leży, chociaż siadanie w nim ma utrudnione. No i te detale. Jestem serio zaskoczona ich dbałością jak na tak tanią rzecz.



Tak czy siak, coś się w moich zbiorach ruszyło, a ja jestem o jedno ubranko do przodu. A jak powszechnie wiadomo, porządne ciuszki to towar deficytowy. Zamierzam jeszcze wypróbować tę kiecuszkę na mniejszej baśkowatej, dajmy na to na Skipperce. Może coś z tego wyjdzie.
Jakby ktoś, kiedyś, w jakimś Tesco trafił na jakąś lalkową kreację z tej serii, to niech bierze. Za te pieniądze warto.

A jeśli chodzi o prezent dla siostrzenicy, to cóż...



... też się znalazł i to nad wyraz udany - do tego stopnia, że spotkana przypadkowo przy klockach Lego pani po krótkich oględzinach poszła kupić taką samą dla wnuczki. Jakoś się nie dziwię ;)

środa, 12 listopada 2014

Na wystawach, na witrynach (3)

Nuda. Stagnacja. Nihil novi. Żadnych lalkowych ni okołolalkowych zakupów od pół roku, w lumpach posucha, pudło z całym zbiorem Basiek i pochodnych kurzy się w kącie. Potrzebuję chyba jakiegoś solidnego kopa w postaci megaznaleziska albo sporej weny na szycie, żeby cokolwiek z tym zrobić.

Tylko w witrynie Galerii Karkonoskiej nowa lalka. Tak jakby, bo to ten sam model Murzynki od Nines Artesanals D'Onil co poprzednio, tylko w innym wariancie ubranka.



Ale jest ładna. To dostatecznie dobry powód, żeby się tutaj pojawiła.

sobota, 1 listopada 2014

Bu!

Gospodyni tego bloga, w przeciwieństwie do pewnych środowisk, akceptuje Halloween. Co więcej, za tak zwanego smarkacza radośnie praktykowała gromadne zbieranie cukierków - niestety nie zachowały się chyba żadne fotki naszych wesołych kostiumów.

Teraz na tak zwane "stare lata" nie bardzo wypada biegać po domach, więc zostaje odgrzebywanie odpowiednich tematycznie rzeczy. Gdybym miała Monsterkę, to bym ją tu pewnikiem pokazała z tej okazji. Ale nie mam.


Za to znalazłam takie cacko. Czy wspominałam wam kiedyś, że całymi długimi latami od maleńkości niemalże zbierałam zabawki z Kinder Niespodzianki? Nie? To teraz już wiecie. Niestety lub stety wampirek jest jedynym, którego zdobyłam z jego serii. Póki co, oczywiście. Jakoś jeśli chodzi o późniejsze rzuty figurek, to większość kupowałam później w naszym miejscowym sklepie dla kolekcjonerów.


Tak wyglądała cała edycja Wampirków, która po ciemku świeciła zębami i oczami. Wiktor niestety oczy ma zamknięte, więc efekt trochę pada... co nie zmienia faktu, że to wyjątkowo sympatyczny gość.


Chyba kiedyś będę musiała wygrzebać wszystkie te figurki i pokazać. Zwłaszcza, że lalkowo u mnie ostatnio duża posucha i nie sądzę, żeby ta sytuacja w najbliższym czasie uległa zmianie.

Swoją drogą... gdzie się podziały cztery świecące duszki, które również znalazłam w Kinderach? Jakoś nie mogłam się do nich dokopać.