To widać, skoro od końca lutego nie raczyło się tutaj nic pojawić. A ostatni konkret w postaci faktycznego egzemplarza to łuuuu... w styczniu.
Powodów może być parę. I zapewne jest. Nigdy nie ukrywałam, że mam wiele naprawdę różnorakich zainteresowań i nad mało którym hobby potrafię się skupić porządnie na dłużej. Najczęściej prędzej czy później zaczynam się nudzić. Słabsze osobniki odpadają, jak to mówią niektórzy. Lokalne lumpy biednieją - poza nielicznymi przybytkami trudno jest upolować jakieś sensowne ciuchy, że o innych rzeczach już nie wspomnę. Częściej wolę wydać kasę na płytę albo coś fajnego do ubrania niż na kawałek plastiku. A i są inne rzeczy, które pozwolę sobie przemilczeć, ale niektórzy pewnie wiedzą, what I mean.
Tak czy siak jakoś po Nowym Roku swoje podwoje otworzył świeży second hand we Wrocku, który jako jedyny bodaj łamie złą passę, bo notorycznie wynoszę stamtąd ledwie używane ciuszki, portfele z Dalekami, a w marcu nawet jakąś pannę...
W takim była mniej więcej stanie, gdy ściągnęłam ją z usłanej zabawkowym stuffem wszelkim półki. Na początku trochę nie dowierzałam, odłożyłam ją na miejsce, przeszłam się znowu po sklepie, wróciłam, zgarnęłam i poszłam do kasy. Przecież nie codziennie trafia Ci się vintage we własnych ciuchach za psie pieniążki, czytaj 2 złote.
Bo szybko się zorientowałam, z kim mam do czynienia. Strawberry Shortcake, u nas znana dzięki kreskówkom jako Truskawkowe Ciastko. Zabawka, która jak wiele z tych z lat 80. zaczęła od bycia motywem drukowanym na pocztówkach, który spodobał się na tyle, że potem - w tym przypadku w 1979 roku - przeszedł do innych mediów. I, co więcej, mimo przerw trzyma się jako marka do tej pory. Chociaż producentów zmienia: od Kennera poprzez Bandai aż po Hasbro (więcej szczegółów tutaj). Już mając swój egzemplarz w ręku, po krótkim przeglądzie Sieci, dzięki tej zacnej stronie rozpoznałam w nim model z drugiej fali z 1980 roku. Mimo pewnych wątpliwości, że może to jednak być o rok późniejsza lalka z serii ze zwierzątkami. Te rozwiało uważniejsze przyjrzenie się zdjęciom nierozpudełkowanych albo ledwo-co-rozpudełkowanych Truskawek - starsza ma malunek twarzy zrobiony czerwoną farbką tak, jak moja, nowsza zaś pomarańczową.
Tyle w tym pozytywu, że do kompletności brakowało mi tylko butów i grzebyka, a nie butów, grzebyka i kotka :P
Nie wiedzieć, czemu - może z tej radości, co to ja zdybałam właśnie - nie zwróciłam większej uwagi na stan fryzury wygrzebanego skarbu. Pomacałam i optymistycznie założyłam, że pod naciągniętą na głowę czapeczką panienka ma wszystkie włosy. Rzeczywistość okazała się być mniej różowa, że tak zażartuję.
Przypuszczam, że Kenner raczej takiej fuszerki by nie odwalił i ktoś nieszczęsnej lalce włosy po prostu wyskubał. Być może z pomocą grzebyka, który pierwotnie posiadała. Podczas odświeżania Truskawki spróbowałam jakoś opanować to, co pozostało, korzystając z faktu, że skoro do tej pory czapeczka idealnie kryła łysinkę, to równie dobrze może robić to dalej.
Oryginalnie lalki Strawberry Shortcake z tej serii pachniały różnymi owocami lub też słodyczami, każda zgodnie ze swoim imieniem. Biorąc pod uwagę, że mamy tu takie postacie, jak - w moim bardzo wolnym tłumaczeniu - Jabłkowa Kluska, Borówkowa Babeczka, Jagodowy Placek, Cytrynowa Beza, Malinowa Tarta, Morelka czy Kwiat Pomarańczy, to... cóż, musiało być słodko. Domniemuję, bo na moim egzemplarzu nie zachowało się choćby niuchnięcie. Tylko typowy szmateksowy smrodek. Bleh. Jedyne pachnidło o woni zbliżonej do truskawkowej, jakie posiadałam wówczas pod ręką, to poziomkowe mydło w płynie. Nie do końca pomogło.
Jak widać na ostatnim powyższym obrazku, ciałko nie jest szczególnie skomplikowanej budowy, a upływ czasu stosunkowo szpetnie odbarwił tułów. Z ciekawostek dodam, że na podeszwach stóp znajdują się niewidoczne na zdjęciu otwory. Czy mają coś wspólnego z butami czy raczej z procesem produkcyjnym - tego nie wiem i pewnie się nie dowiem.
A tak Truskawkowe Ciastko wygląda po odszczurzeniu:
Chociaż fartuszek sukienki gdzieniegdzie się przeciera, a rajtuzki są lekko odbarwione i wyciągnięte na palcach, nie mogę narzekać. To naprawdę wdzięczna mała laleczka i nawet bez butów absolutny must-have dla każdego miłośnika lat 80. Czy to w kwestii zabawek, czy w ogóle.
Panienka ma pewien detal, który mnie absolutnie urzekł, a mianowicie zaokrąglone dłonie z uroczo wyprostowanym małym paluszkiem u tej prawej. Ten szczegół pomaga w identyfikacji, bo pierwsza generacja z 1979 miała dłonie proste...
Truskawka to trzecia w moim zbiorze lalka wyprodukowana w mojej ulubionej dekadzie i druga pod względem starszeństwa w ogóle - chociaż w ogóle nie wygląda na swoje 35 lat ;) Wyprzedza ją starsza o 4 wiosny Ballerina Barbie, tuż za nią plasują się zaś Rainbow Brite i Aja z serii Jem and the Holograms, młodsze kolejno o 3 i 6 lat. Może i to nie jest za wiele, ale jak dla mnie w sam raz. Swoją drogą niezły przekrój zabawkarskiej mody tamtych lat to daje.
A biorąc pod uwagę nadejście wiosny i pojawienie się na moim balkonie kwiatów w kolorze pasującym do truskawkowego kaszkietu, żegnam was takim oto obrazkiem ;D