niedziela, 17 listopada 2013

Karen Mother-With-Baby (1993)

Rozkaprysiła mnie ta jesień. Niby nie jestem aż tak obwalona obowiązkami, niby mogłabym się zająć czymś sensownym, ogarnąć lalki, porobić trochę zdjęć - ale nie, ale nie, wszystkiego mi się odechciało z ruszeniem tyłka włącznie. Ale lumpeksy nadal odwiedzam, licząc na jakieś ładne okazy, ewentualnie trochę ubranek. Widuję przede wszystkim gromady młodszych i starszych Barbie, My Scenek i wszelakich kloników, wymęczonych życiem, których żal, ale człowiek nie jest w stanie zabrać do domu i ogarnąć.
Ostatnio w jednym z second handów, do których zaglądam we Wro, rzuciła mi się w oczy taka właśnie panna, która jednak trochę się różniła od tych, które zazwyczaj można tam znaleźć. Twarz podobna do starych Karin od Buscha, na plecach tylko sygnatura "Made in China". A już zupełnie zdziwiłam się, kiedy pod obszerną, aksamitną sukienką odkryłam gumowe ręce i otwierany, plastikowy ciążowy brzuszek. Przypomniał mi się popularny ostatnio na lalkowym forum temat o ciężarnych lalkach, tych od Mattela i tych od innych firm, więc po powrocie na stancję wspomniałam o moim znalezisku. I... okazało się, że ktoś takiej szukał od dawna. Toteż następnego dnia wróciłam i stwierdziwszy, że nikt jej jeszcze nie kupił, zabrałam ją ze sobą.
Czyli po krótce mówiąc przyszła (?) plastikowa mama znalazła u mnie dom tymczasowy, a po weekendzie trafi do nowej właścicielki ;)




Jej stan ogólnie był dobry, ale... włosy. Włosy. To. Dramat. Kruszą się i zwyczajnie rozłażą w rękach - dlatego zdecydowałam się na fotki w warunkach łazienkowych, gdzie kłaki łatwo dałyby się posprzątać. Ale widać, że mimo to poprzedni właściciel zdecydował się upiększyć pannę pięknym, kolorowym, nicianym warkoczem ;)

Próby identyfikacji wstępnie skończyły się na tych dwóch zdjęciach z Flickra: raz, dwa. Dopiero stara aukcja z eBaya pozwoliła mi poznać tożsamość pani mamuśki, a tak naprawdę Susan. Swoją drogą to dość popularne imię wśród klonikowych panien, czyż nie?

Jak to na "ciążową" lalkę przystało, ubrana nie wyróżnia się zbytnio, a wszystkie ciekawostki związane z jej budową ujawniają się dopiero po zdjęciu sukienki... Która jest notabene ładna, porządnie uszyta i jeśli nie należy do niej, to na pewno musi pochodzić od innej, być może podobnej, lali, a nie od domowej krawcowej, jak to czasem się zdarza.



Brzuszek ma formę wieczka zakładanego na zaczepy i z tego powodu Susan nie mogła mieć obrotowej talii. Pewnie to miało wpływ i na łączenie nóg w biodrach - jest dość dziwne, a kończynami trudno się porusza. Rozwiązanie dość nieporęczne w porównaniu do "wciskanego" brzuszka Steffi czy przypinanego na magnesy u Happy Family Midge, ale nie ma co się zanadto czepiać, wszak to produkt wczesnych lat 90., kiedy chyba dopiero rozpoczynano próby tworzenia lalek-przyszłych mam.



Zaś w środku czekała na mnie niespodzianka, gdyż...



... w środku był ten młody dżentelmen. Wydawało mi się, że Zuza została pozbawiona swojego potomka, ale na szczęście mocno się pomyliłam. Bobas jest cały z gumy, w porównaniu do maluchów od innych lalek tego typu jest dość duży, no i od razu widać płeć ;)



Buzię ma troszkę dziwną, ale ładną, jakby odrobinę przestraszoną. I cóż jej się dziwić, w końcu przy noworodku to tyle roboty jest... Doszłam do wniosku, że szkoda by było cykać jej fotki tylko na tle kafelek i umywalek, więc kilka ostatnich ujęć złapałam w miejscu, gdzie było więcej światła dziennego... co nie zmienia faktu, że i tak wyszły jak kartoflem rąbane. No cóż.




Wiem, że są miejsca, gdzie ciężarna lalka może budzić kontrowersje (patrzę na ciebie wymownie, Ameryko), ale ja tego nie rozumiem za żadną cholerę. W końcu w tak zwanym prawdziwym życiu kobiety bywają w ciąży, dzieci nie są głupie i wiedzą o tym, a plastikowe panny i tak w ramach zabaw zostają matkami, niezależnie od tego, czy są do tego "przystosowane", czy też nie - wiem to z własnego doświadczenia :P


A tak poza tym... Susan i jej maluch to naprawdę sympatyczna mała rodzinka i w sumie cieszę się, że trafi w odpowiedzialne ręce, które zapewne dadzą mamie reroot, a obojgu dużo miłości :)

P.S. Jak słusznie zauważył Mieszko, ta sukienka pochodzi z zestawu The Heart Family: Kiss and Cuddle (1986). To tłumaczy, dlaczego taka fajna. I dlaczego trochę za ciasna na Susan w biodrach ;)

P.S. 2 Okazuje się, że Susan jednak nie jest Susan - to Karen Mother-With-Baby z 1993 od firmy Raffoler. Oryginalnie posiadała kwiecistą sukienkę, akt urodzenia dla bobasa oraz dodatkowy, płaski brzuszek. Ciekawostką jest to, że bobaski były obojga płci i pakowano je losowo - jaki ci się trafił, odkrywałeś dopiero przy otwarciu maminego brzucha. Była też wersja ciemnoskóra, równie sympatyczna, o której można poczytać tutaj.