poniedziałek, 11 marca 2013

Igłą i szmatką

Nie tak dawno przy okazji opisywania Stelli rozgrzebałam całą zawartość sporego pudła, w którym mieszkają moje baśkowate, włącznie z kupą ubranek posiadanych od czasów, kiedy jeszcze używałam tego wszystkiego do zabawy (i teraz pewnie "tru kolekcjonerzy" by mnie zabili wzrokiem - tak, nie mam gabloty ani żadnych takich cudów, niemal wszystkie moje lalki, które nie mają własnych pudełek, siedzą w jednym wspólnym pozawijane w papierowe ręczniki. Hobby swoje, a życie swoje, niestety lub stety). Część garderoby - tej "odziedziczonej" - pokazałam razem ze Stelką. Ale i jest kilka sztuk z czasów, kiedy w wieku lat dwunastu czy trzynastu przyjrzałam się temu, co udziergała mama/ciotka, wzięłam skrzynkę z akcesoriami do szycia i powiedziałam sobie: "Ja też tak umiem".

Nie oszukujmy się, nie umiałam. To znaczy dobre chęci były, z umiejętnościami trochę gorzej xD Jedyny pozytyw całej tej sytuacji był taki, że bardzo skromna szafa moich lalek trochę się powiększyła. Tym bardziej, że nie mieliśmy w domu jakiegoś zwyczaju kupowania ubranek dla fashion dolls. Nawet tych tanioch kioskowych. A i chyba w pewnym momencie przestały się aż tak licznie pojawiać...

Tak więc panie i panowie, oto pokaz moich dawnych, krawieckich faili. Prezentują Betty, Stella i Skipper.


Spodenki-nibyrybaczki. Zaprezentowane już wcześniej przy okazji tych zdjęć. Uszyte, jak wspomniane w notce, ze ścinków po skróceniu moich własnych gatków i raczej na Skipkę albo Stellę z racji wąskości w talii. Ostatnio odkryłam, że kryją w sobie jeden mało przyjemny gratis - gdy przez roztargnienie zostawiłam je na Betty, nitki pofarbowały jej nóżki :<



Letnia sukienka. Uszyta ze skrawków z poszewki na pościel (tego stuffu u nas zawsze było pod dostatkiem, większość moich wczesnych prób krawieckich powstawała właśnie z tego), ramiączko z gumki. Względnie najbardziej udana kreacja ze wszystkich. Szyta na "dorosłą" lalkę typu Betka, dla mniejszych jest za długa.






Komplecik kamizelka plus spódniczka, z czarnego dżinsu (znowu resztki ze skróconych nogawek). O ile na zdjęciach wygląda względnie, o tyle w rzeczywistości jest toporny jak diabli. Po raz pierwszy próbowałam wszyć w cokolwiek rzepy, korzystając z samoprzylepnych okrągłych rzepików... które i tak trzeba było przydziergać nitką, bo klej nie trzymał xD Zdecydowanie zestaw zrobiony na Stellę, bo już na posiadającej minimalny biust Skipper kamizelka się nie dopina.


Spódniczka z dwóch zbłąkanych kawałków materiału, prawdopodobnie z jakiegoś starego płaszcza. Bez większego pomysłu. Dziecko myślało, że wystarczy zszyć dwa skrawki i już. Chociaż w sumie... jakby zakryć odstającą górę, to nawet fajnie mogłaby się prezentować.


I na koniec absolutny zwycięzca, którym zawojowałabym pełne dziwactw wybiegi domów mody. Nie wiadomo, co. Kamizelka? Gorsecik? Tak czy siak nawet na płaskiej jak deska Stelli z trudem się zapina. I w zasadzie nic nie kryje, tym bardziej, że się zsuwa, jeśli opuści się obie ręce. Ot, takie babadziwo z cyklu "przydatność zerowa, ale śmiesznie wygląda".

Więcej prób w tym stylu raczej nie było. Z robótek ręcznych, póki jeszcze się tym na bieżąco parałam, bardziej bawiły mnie patchworki i poduszki na szpilki, a jeszcze bardziej haftowanie. A potem... mi przeszło. Dopiero ostatnio po tych paru ładnych latach przerwy zabrałam się za kończenie przerwanej kiedyś świątecznej serwetki, więc kto wie - może znowu zabiorę się za ubranka? Teraz, gdy człowiek ma więcej wprawy i wykroje z Internetu, to i szanse na wydziubanie czegoś sensownego rosną.

4 komentarze:

  1. Haha, jak oglądam Twoje dziecięce wypociny, to jakbym oglądała swoje :-D Też szyłam ze wszelkiego rodzaju ścinków, ale u mnie królowały firanki i suknie ślubne :-D Ostatnia bluzeczka wymiata - nawet postarałaś się o ładne obszycie :-P

    OdpowiedzUsuń
  2. "Przydatność zerowa, ale śmiesznie wygląda" XD Rzeczywiście większość z tego zestawu... hmm... przyciąga oko :D
    A letnia sukienka mieści się nawet w dzisiejszej modzie, taka tunika, i ładnie kwiatuszki z boku na bieli wyglądają.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ach cudne te rzeczy. I nie ma tu żadnego znaczenia, że nie szył tego specjalista. W każdym centymetrze kwadratowym chowa się przecież dzieciństwo.

    OdpowiedzUsuń
  4. ja też szyłam ubranka dla lalek jako dziecko - miałam taki fajny rozciągliwy różowy materiał po babcinej bluzce, więc wszystkie ciuchy były dopasowane :)

    OdpowiedzUsuń