piątek, 27 kwietnia 2012

10th Doctor (Utopia with Professor Yana Gift Set 2007) & 11th Doctor (The Eleventh Doctor's 'Crash' Set 2010)

Gdy wróciłam wczoraj wieczorem do mojego rodzinnego domu na baaaardzo długi weekend (ponad tydzień wolnego, ale zawalonego pracą, więc no fun), czekała już na mnie dość spora i dość... koślawa przesyłka.


Nie była dla mnie żadną niespodzianką - niezapowiedzianych listów ni paczek nie dostaję, więc w środku mogło znajdować się tylko jedno. Bez chwili zwłoki zabrałam się za rozbrajanie bąbelkowej koperty. A w niej, owinięte kawałkiem tektury i papierowymi ręcznikami...


Tadą. Poznajcie Doktorów... a raczej jednego Doktora w swojej dziesiątej i jedenastej inkarnacji. Tak. Po tym, jak ostatnio okazja na zdobycie Dziewiątego przeszła mi koło nosa, jako fanka "Doktora Who" postanowiłam kolejnej szansy już nie przegapić i gdy znalazłam te dwie figurki na Allegro, nie ociągałam się długo z zakupem :)

Obie są elementami większych zestawów. Dziesiąty pochodzi z 'Utopia with Professor Yana Gift Set', zawierającego postacie czwórki bohaterów z odcinka serialu zatytułowanego właśnie "Utopia" - Doktora, jego towarzyszkę Martę, profesora Yanę i Mistrza.

Cały set - fotka pożyczona z Amazon.com. Od lewej: profesor Yana, Doktor, Martha i Mistrz.

Z kolei Jedenasty należy do zestawu 'The Eleventh Doctor's 'Crash' Set', w którym można znaleźć dwóch Jedenastych Doktorów - jednego w podartym ubraniu Dziesiątego i drugiego już w swoim własnym. Tak, jak przedstawiono go w odcinku "The Eleventh Hour" - debiutanckim epizodzie tej inkarnacji.

Fotka pożyczona z Amazon.com.

Jak widać, Jedenasty oryginalne posiadał swój słynny gadżet - soniczny śrubokręt, który niestety sprzedająca opchnęła wcześniej wraz z drugą figurką :(
Mimo później pory i kiepskiego, sztucznego oświetlenia, którego mój aparat jakoś nie lubi, nie mogłam się oprzeć pokusie zrobienia paru fotek...


Jak widać na pierwszy rzut oka, obie figurki mają świetną artykulację! Dziesiąty trochę bardziej ograniczoną, częściowo ze względu na swój płaszcz, częściowo zaś po prostu dlatego, że jest starszy, a pewne rozwiązana "ruchowe" pojawiają się dopiero w nowszych zabawkach. Stąd też młodszy kolega daje większe możliwości w pozowaniu. Poniższe zdjęcia będą niezłym tego dowodem. Swoją drogą... zawsze chciałam to zrobić :D



Dzisiaj, korzystając ze świetnej, słonecznej pogody, zdecydowałam się zrobić obu panom małą sesyjkę w naturalnym świetle i w towarzystwie wehikułu czasu, który doskonale pasuje do każdego Doktora, a mianowicie TARDIS :)


Rysy twarzy obu figurek są bardzo wiernym odwzorowaniem aktorów wcielających się w postać Doktora - Davida Tennanta i Matta Smitha. O ile w wypadku pierwszej na upartego można dyskutować o sile podobieństwa, o tyle druga nie pozostawia chyba najmniejszych wątpliwości, na kim była oparta...


Obie figurki wraz ze swoimi pierwowzorami - panami Smithem i Tennantem. Na zdjęciu po lewej gratis Billie Piper jako moja ulubiona towarzyszka Doktora, Rose Tyler. Jej figurkę też kiedyś dorwę, zaprawdę powiadam wam :D Obie fotki znalezione w Google.

Ja osobiście uważam, że pomimo nie-super-dokładnego podobieństwa Dziesiąty jest wciąż świetnie zrobioną rzeczą, chociażby dlatego, że imho David Tennant ma naprawdę trudną do dokładnego skopiowania twarz... Chociaż nie powiem, brakuje mi trochę jego charakterystycznej, podniesionej brewki ;)


Figurki wykonano z naprawdę dużą dbałością o szczegóły. Nie tylko twarze czy włosy (chociaż powiem wam, że fotki tego w stu procentach nie oddają, to trzeba zobaczyć samemu), ale również elementy ubioru oddane zostały idealnie. Spodnie i płaszcz mają nadające im naturalny wygląd marszczenia, marynarka Jedenastego - fakturę podobną do oryginału, są również wszystkie drobiazgi takie jak guziki, muszka, wzory na krawacie, prążki na garniturze i koszuli, sznurówki albo nawet linie po wewnętrznych stronach dłoni czy paski na trampkach Dziesiątego! :)


Nie ukrywam, że fajnie byłoby dopaść całe zestawy, z których pochodzą moi panowie (profesor Yana, aghhhhhhh), ale biorąc pod uwagę, że sety pojawiają się u nas dość rzadko, głównie na Allegro i osiągają często wysokie ceny, bardzo się cieszę, że mogę mieć póki co chociaż ich dwóch. Dla mnie jako dla Whovianki przyjemność posiadania w rękach jakiegokolwiek bohatera "Doktora Who" jest wielka :D A resztę... może w przyszłości?



A wybór figurek jest przeogromny! Każda z jedenastu inkarnacji doczekała się swojej miniaturowej wersji, niektóre w wielu wersjach - na przykład dla Piątego Doktora naliczyłam przynajmniej cztery. Ponadto 'sfigurkowani' zostali także towarzysze i wrogowie, czego przykładem jest prezentowany już tutaj Weeping Angel Bob (właścicielka proponowała nawet, czy by nie odpudełkować aniołka do sesji z Doktorami, ale jakoś nie miałam serca się do tego przyczyniać). Przydatnym zbiorem informacji na ten temat jest strona Doctor Who Toys, gdzie odpowiednio opisane zostały chyba wszystkie dotychczas wydane oficjalne figurki z DW. Praktycznie chyba każdą postać z nowych odcinków, wyprodukowanych po 2005 roku, można znaleźć w zabawkowej wersji, a z klasycznych sporą część - ciągle pojawiają się nowe, premiera kilku zestawów już została zapowiedziana na ten rok. Ehhh... tylko skąd wziąć tyle forsy? :D

To jeszcze na koniec dwa zdjęcia Doktorów z ich TARDIS i... cóż, jako niepoprawna fanka idę się pobawić moimi figurkami. Wszak cytując Czwartego Doktora: "There's no point in being grown up if you can't be childish sometimes" :)



środa, 25 kwietnia 2012

Fleurka raz jeszcze

Fleurka znalazła już nowy dom i nowego właściciela - wczoraj dotarła do domu koleżanki znanej pod kryptonimem Stary Zgred, która obiecała po odświeżeniu pokazać ją światu i którą w związku z tym trzymam za słowo :D
Jakkolwiek przed wypuszczeniem jej "w świat" zrobiłam jej jeszcze kilka fotek, tym razem w lepszych warunkach, bo z naturalnym światłem. Ot tak... dla przyjemności, dla potomności. Zresztą sami wiecie. Chyba wszyscy kochamy te buźki.


Do sesji gościnnie wkręciła się moja jedyna Barbie - bo wyszukiwania różnic między Baśkami a resztą świata nigdy za wiele :)


Musiałam być jednak ostrożna przy tej sesji, gdyż lalkami zainteresował się ktoś jeszcze... Tak przy okazji, poznajcie Juliana. Nie jest fanem zabawek, ale na wstążkę Fleurki miał sporą chrapkę :D


I na koniec moje ulubione zdjęcie. Muszę przyznać, że gumowe rączki Fleur - mimo, że z powodu eksploatacji/upływu czasu już się nie zginały, dawały ciekawe możliwości pozowania. I masę uroku do i tak już słodkiej lali.


Może kiedyś uda mi się znaleźć Fleurkę, która nie będzie wymagała umiejętności z poziomu wyższej szkoły "odwszania" (nie mam ich i chyba nigdy nie posiądę, nie mam talentu do tego) i którą zatrzymam u siebie... Kto wie, kto wie. Od kiedy udało mi się zdobyć niesteraną szesnastoletnią Barbietkę, wierzę w lalkowego farta :D

P.S. Blogspot zmienił cały panel obsługi bloga. No me gusta.
P.S. 2 Dzisiaj na mój stały adres przyszła przesyłka polecona. Nie byle jaka, bo z zawartością, która bardzo mnie cieszy i którą pochwalę się tutaj wkrótce ;)

wtorek, 17 kwietnia 2012

Fleurka do identyfikacji

Dzisiejszą notkę sponsoruje przypadek. I to, że mimo sporej niechęci zdecydowałam się podczas cotygodniowego "obchodu" pobliskich lumpeksów zahaczyć o jeszcze jeden. Którego skądinąd nie lubię, bo śmierdzi tam starociami i rzadko można dostać fajne ciuchy.
Ale za to mają kącik z zabawkami. Ten sam, z którego jakiś czas temu wyniosłam prawie nowiuśkiego Pikachu. Ten uroczy pokemonek był wyjątkiem na tle mocno poniszczonej reszty asortymentu nie tylko wówczas, ale i ogólnie. Można by rzec, że zabawki tam mają równie sterane jak i ubraniowy asortyment, he he he. Rzuciłam okiem z ciekawości na półkę obstawioną trupkami. Kilka zmaltretowanych Basiek, w tym jedna ruda, jakiś dość przyjemnie wyglądający klonik i... znajoma twarzyczka. Duża. Z rzęsami.


Przez chwilę się zastanawiałam - wziąć czy nie wziąć. W końcu ani nie zbieram Fleurek ani nie mam szczególnych zdolności i ciągot do "odszczurzania" lalek, ale po chwili namysłu zaniosłam ją do kasy razem z wydłubanym z torby pełnej lalkowych ciuszków kostiumikiem. Coś mi mówiło, że mógłby należeć do niej - obracając ją w rękach zorientowałam się, że może się rozkraczyć zupełnie niemal do szpagatu, a kto tak ma najczęściej? Gimnastyczki. W sumie nie wiem, jaka cholera mnie podkusiła, bo i za kiczowate toto na kostium Fleur, i dziurawe w kilku miejscach, i po założeniu okazało się, że mając go na sobie lalka nie może już zrobić szpagatu :P
Co do faktu, że to Fleurka, a nie klonik, nie było wątpliwości. Po przeczytaniu mnóstwa notek na lalkowych blogach już wiem, gdzie patrzeć... ;) W pewnym stopniu może to też ułatwić identyfikację, bo po przejrzeniu strony Agi poświęconej tym lalkom wiem, że w ten sposób oznaczano ponytaile z końca lat 80.


Ciałko zmyliło mnie prawdopodobnie, bo po porównianiu ze zdjęciami ze strony oraz ograniczeniu obszaru poszukiwań do "kucykowych" (oczywiście, wykluczając z góry, że to składak) doszłam, że na pewno nie jest to ciało typu Balerina, a wstążka we włosach wskazuje na to, że może to być Fleur Promotion. Przy czym pewności nie mam, bo wiadomo, znawcą nie jestem, a taką lalkę po raz pierwszy w życiu widziałam na żywo i trzymałam w ręce.


A oto i Fleurka prezentująca swój epicki, gimnastyczny niemalże rozkrok :D

Jak pewnie już zauważyliście, stan laleczki jest... no, "taki se", jak to mawiają. Włosy skołtunione, wprawdzie raczej nie do stopnia wymagającego rerootu, ale są. Ręce i nogi brudne, po potraktowaniu wodą z mydłem trochę zeszło, ale nie do końca. Na buzi ślady po jakimś flamastrze chyba, bo niebieskie, po umyciu wyblakły na tyle, że nie są widoczne na zdjęciu, ale w rzeczywistości ciągle można je zauważyć. Poza tym komuś (poprzedniemu właścicielowi może?) bardzo smakowały gumowe kończyny, bo Fleurka ma podziubane stópki i - na szczęście mniej - dłonie. Ręce chyba się zużyły z czasem, bo nie bardzo chcą się zginać. No i rzęski trochę się rozlazły, na szczęście nie za dużo.


Tutaj lala jeszcze przed umyciem. Poniżej już po. Swoją drogą - tak, wszystkie zdjęcia zrobiłam w łazience przy okazji czyszczenia. Tak to bywa, gdy przez większość tygodnia żyjesz w studenckim mieszkaniu z innymi osobami i fotografowanie lalki w pokoju przy ludziach może być odebrane... trochę dziwnie. A i nie lubię odpowiadać na te wszystkie pytania, skąd to, po co, dla kogo, itp. :P


Ze względu na fakt, że nie jestem w stanie przywrócić jej chociaż częściowo dawnej kondycji ani za bardzo nie mam dla niej miejsca w mojej skromnej kolekcji (nie moja branża, niestety) Fleurka jest do przekazania w dobre ręce. Razem z tym nieszczęsnym, kiczowatym ciuszkiem. Może komuś będzie się chciało go nareperować albo coś... Za 6 złotych, tyle, ile zapłaciłam za nią w "lumpie". Zresztą... nie da się ukryć, że ta pani została przeze mnie kupiona głównie dlatego, że wiem, jak bardzo niektórzy zaprzyjaźnieni lalkarze marzą o jakiejkolwiek Fleur i że zamiast leżeć na półce wśród śmiecia w ten sposób znajdzie jakiś dobry dom :) Chociaż nie powiem, trochę szkoda mi jej puszczać w świat. Ta buzia jest taka śliczna...


Ale cóż. Jak to mawiają, nie można mieć wszystkiego. A nawet przejściowy kontakt z tą lalką to dla mnie naprawdę fajna sprawa :)

niedziela, 8 kwietnia 2012

Flight Control TARDIS & Angel Bob

Na początku tej notki, korzystając z okazji, chciałabym złożyć wszystkim moim nielicznym czytelnikom życzenia wszystkiego najlepszego z okazji świąt Wielkiej Nocy. Wiecie, tam... zdrowia, szczęścia, braku grypy po Dyngusie i innych takich ;)

A dzisiejszy temat na swój sposób wywołał kolega Dollbby, u którego podczas nadrabiania zaległości w czytaniu znalazłam wpis, w którym chwalił się przypadkową zdobyczą - figurką Dziewiątego Doktora z serialu "Doctor Who". Muszę przyznać, że od ostatnich wakacji pod wpływem jednej z koleżanek zostałam fanką tej produkcji, toteż zainteresowałam się tym znaleziskiem od razu, ale trochę się spóźniłam i Doktorek trafił już do innej miłośniczki - niestety lub stety (niestety dla mnie, stety dla niej :P). Ale miało to i swoje dobre strony, gdyż zmobilizowałam się wreszcie do napisania paru słów o moich zabawkowych gadżetach powiązanych z DW.

Na początek garść teorii. "Doctor Who" to serial science-fiction produkcji brytyjskiej, realizowany z przerwami od, uwaga, 1963 roku. Tak, za rok stuknie mu dumna pięćdziesiątka. Zresztą ta produkcja dostała się z tym wynikiem do Księgi Rekordów Guinessa jako nadłuższy odcinkowiec tego typu na świecie. Głównym bohaterem jest tajemniczy Doktor, przedstawiciel kosmicznej rasy Władców Czasu, który podróżuje w czasie i przestrzeni w towarzystwie spotkanych ludzi i kosmitów. Mimo ludzkiego wyglądu od Ziemian różni go m.in. niesłychana inteligencja, dwa serca oraz zdolność do tak zwanej regeneracji - jeśli jest śmiertelnie ranny lub chory, nie umiera, lecz przybiera nowe ciało i osobowość. Dzięki temu w przeciągu lat w tę rolę wcieliło się do tej pory (nie licząc niekanonicznych wcieleń) aż 11 aktorów. Na dzień dzisiejszy liczba odcinków wynosi 784, ale w Polsce wśród przeciętnych zjadaczy chleba znane są głównie nowe, realizowane od 2005 roku, obejmujące przygody trzech ostatnich wcieleń Doktora. Z tego właśnie powodu większość - jeśli nie wszystkie - z gadżetów z rzadka dostępnych w polskich sklepach wiąże się z nowymi seriami. Takie właśnie są te, które chciałabym wam pokazać.

Na dobry początek poznajcie TARDIS...


Gwoli wyjaśnienia - TARDIS (skrót od Time And Relative Dimensions In Space) to statek kosmiczny, którym porusza się Doktor i jego towarzysze. Nie jest to do końca zwyczajny wehikuł czasu, gdyż jest żywym organizmem z sercem i duszą, którego się nie buduje, lecz hoduje. Dzięki części zwanej Obwodem Kameleona może przybierać rozmaite kształty celem wtopienia się w otoczenie, jednak w TARDIS Doktora ten element uległ uszkodzeniu, w skutek czego pojazd przybrał formę brytyjskiej policyjnej budki z lat 60. Taka budka telefoniczna, z której jednak można było dodzwonić się tylko na policję. Inną ciekawą cechą TARDIS jest fakt, iż ten wehikuł jest większy wewnątrz niż na zewnątrz (czego nie omieszkują głośno powiedzieć kolejni towarzysze Doktora :D).
Mój egzemplarz to model wzorowany na TARDIS obecnie miłościwie nam panującego Jedenastego Doktora. Różnica między nim, a jego poprzednikami to głównie wnętrze, które w serialu zmieniało się jakoś tak co dwóch Doktorów. Zmieniał się też wygląd zewnętrzny pojazdu, jakkolwiek te zmiany były raczej kosmetyczne. Zabawkowa TARDIS ma otwierane drzwi, dzięki czemu możemy zajrzeć i zobaczyć, jak się ten Jedenasty urządził ;)



Jako produkt licencjonowany, zabawka jest wykonana naprawdę świetnie. Solidnie odwzorowane zostały wszystkie szczegóły - tabliczka informacyjna na drzwiach, latarenka na szczycie... ba, podłoga we wnętrzu ma wzór klepek podłogowych (naciśnięcie jednej z nich zamyka drzwi), a zewnętrzne ściany strukturę drewnianych desek :)




Jest nawet telefonik, gdyby komuś chciało się dzwonić ;)
Najlepsze oczywiście zostawiam na koniec. TARDIS wydaje dźwięki. Po przesunięciu umieszczonego na dole włącznika, w zależności od tego co robimy, niebieska budka raczy nas różnymi dźwiękami. Jest ich w sumie osiem, a aby je usłyszeć stawiamy TARDIS na czymś twardym, podnosimy, otwieramy drzwi, obracamy przy pomocy specjalnego kółka na dole lub lekko trzęsiemy. Wszystkie oczywiście nawiązują do serialu - to odgłosy startu, lądowania i lotu maszyny, także takiego z turbulencjami ;) A do tego, niczym wisienka na torcie, towarzyszy im efekt świetlny w postaci lampki, która zaczyna migać. Małą próbkę możecie usłyszeć w poniższym krótkim filmiku:

-> KLIK! <-

A jeżeli już opowiadam wam coś niecoś o doktorowych gadżetach, którymi można się pobawić, warto wspomnieć o jeszcze jednym, który znajduje się w moim domu. Na początku notki nazwałam obie rzeczy "moimi", co jest pewną nieścisłością, gdyż ta druga należy do innego fana z mojej najbliższej rodziny i była prezentem na ostatnią Gwiazdkę. Zdjęć i opisu samej zabawki będzie niewiele, gdyż właścicielka zdecydowała się pozostawić ją w stanie NRFB...


Angel Bob, czyli Anioł Bob, przedstawiciel Płaczących Aniołów (Weeping Angels), jednych z wielu przeciwników Doktora. Wyglądają jak zwykłe kamienne figury, jednak w rzeczywistości są niebiezpiecznymi łowcami, którzy poruszają się gdy nikt nie patrzy (wystarczy mrugnięcie oka - stąd znane wśród fanów hasło "Don't blink!") i zabijają swoje ofiary poprzez wysłanie ich w przeszłość, kiedy ich jeszcze nie było na świecie i pochłonięcie energii z zabranych im lat. Z Aniołami jako pierwszy walczył Dziesiąty Doktor, ale pojawiają się one także w przygodach Jedenastego - stąd właśnie ta figurka.

Poza tym, że jest odwzorowana równie dobrze jak TARDIS, na pewno ma ciekawą artykulację i zawiera gadżety chyba nic więcej powiedzieć niestety nie mogę... Ale polecam takie videorecenzje na YT jak chociażby ta, gdzie możecie zobaczyć naszego Aniołka "w akcji".

To może jeszcze parę zdjęć. Tylko pamiętajcie... nie mrugajcie ;)



To "coś" z tyłu to opakowanie z płytą CD, zrobione na wzór ściany Pandoriki - tajemniczego... no cóż, pudła, które odgrywa ważną rolę w piątej serii. Płytka zawiera odcinek audiobooka o przygodach Doktora po angielsku, w tym przypadku jest to pierwsza część historii "Doctor Who and the Giant Robot", a jeśli ktoś by zdobył pozostałe figurki z tej serii (dla ciekawskich są to Jedenasty Doktor, Amy Pond, Cyberman Strażnik Pandoriki, Rzymianin Auton i Siluriański Wojownik), to każda ma inną taką płytkę i po złożeniu ich w całość mamy Pandorikę-pudełko z płytami. Ot, taki uroczy chwyt marketingowy :)

Oba te gadżety udało mi się dostać we wrocławskim TK.Maxx, gdzie swego czasu w dziale z zabawkami walało się ich trochę. Musiałam wprawdzie nieco odczekać, aż cena spadnie, ale opłacało się, bo pierwotnie kosztującą 50 złotych TARDIS kupiłam za 25, zaś Aniołka za 14 miast 25. Z figurek widziałam tam jeszcze tylko Cybermana i Amy, przy czym Cyberman zniknął jakoś szybko, zaś z Amy zwlekałam piekielnie długo (głównie ze względu na fakt, iż bardzo nie lubię tej postaci w serialu, zwłaszcza po szóstej serii :P), aż w końcu zniknęła nawet z półki z przecenami.

Jak pokazały mi przypadki nie tylko Dollbby'ego, ale i zaprzyjaźnionych polskich fanów, często gadżety związane z DW można znaleźć w second handach, stąd też takie małe ogłoszenie drobne na przyszłość dla moich czytelników-lalkarzy: jeśli coś wam wpadnie przypadkiem w ręce, to dajcie znać, dobrze? Byłoby mi bardzo miło :)
(Zwłaszcza, że dzisiaj znalazłam na naszym polskim Allegro cudny zestaw figurek wszystkich jedenastu Doktorów, ale za grube jak na moją obecną kieszeń 60 złotych... Ale ciii, może kiedyś.)