poniedziałek, 29 lipca 2013

Sonia

Teoretycznie lato powinno sprzyjać wygrzebywaniu pomiędzy wakacyjnymi wyjazdami różnych sympatycznych zabawkowych skarbów i robieniu im ładnych fotek na świeżym powietrzu, czytaj balkonie. Ale nie, okazuje się, że jednak nie. Nie tylko ze względu na drastycznie wahającą się pogodę (albo mordercze upały albo pochmurne dzionki z kijowym światłem), ale i sprzęt. Akumulatory do aparatu już od jakiegoś czasu dawały mi się we znaki, ale w czerwcu zdecydowały się paść zupełnie. Na nowe jeszcze przez chwilę nie będę mieć kasy, a baterie zżera zdecydowanie za szybko. No i masz babo placek.

Dlatego nowy wpis dopiero teraz i tylko jeden, bo tylko na tyle starczyło mocy w starych bateryjkach. Ale za to przezacny. Bo o panience tyleż leciwej, co urodziwej.



Oto Sonia. Chociaż zapewne nie zawsze była Sonią, ale to imię nosiła jako ostatnie. Należała niegdyś do mojej mamy, ale nie była w zasadzie używana. Któraś ze znajomych przywiozła ją w prezencie jako pamiątkę z ówczesnego ZSRR w późnych latach 70., kiedy już ani ona ani jej siostra nie bawiły się lalkami. Więc tak sobie stała i czekała. Okazało się, że na mnie, chociaż przede mną była jeszcze starsza kuzynka, która równie dobrze mogła ją dostać. Dlaczego nie - tego do dzisiaj nie wiem. Ale to chyba mało istotne.



Mimo sporej ilości lat zabawy ze mną zachowała się w naprawdę niezłej kondycji i w kompletnym - chociaż nieco nadszarpniętym tu czy ówdzie - stroju, wliczając w to urocze plastikowe buciki. Które zresztą po zdjęciu odsłaniają pierwotny kolor plastiku, z którego zrobiono kończyny...


Mycie na jakiś czas niweluje tę "brudną" różnicę, ale potem ona znowu wraca. Cóż, to chyba po prostu jednak kwestia wieku i paru ładnych lat, podczas których zapewne lala była co najwyżej odkurzana z wierzchu. To samo zapewne odbiło się też na włosach, w połączeniu z wiecznie zawiązaną na głowie tą dziwną czapeczko-chusteczką. Zastanawiam się, jak by je tu umyć i czym, żeby nie dokonać spustoszenia. Jakby ktoś siedzący mocniej w temacie takich lalek coś mógł doradzić, byłabym bardzo wdzięczna.


Sonia należy do lalek "mówiących" - ma w środku specjalny mechanizm, dzięki któremu po przewróceniu z brzuszka na plecy mówi "mama". A właściwie to mówiła, bo urządzenie z wiekiem się wyrobiło i teraz lala wydaje z siebie pozbawione znaczenia gaworzenie w rodzaju "łałała", ale fakt pozostaje faktem.
Kończyny ma połączone z korpusem przy pomocy gumek we wnętrzu ciałka, które przez lata wcale nie sparciały... w przeciwieństwie do gumki, którą pannie wszyto w majtki ;P


Jedno się nie zmieniło - jest śliczna i urzeka detalami wykonania. Nieważne, czy to paznokcie dłoni i stóp, plastikowe długie rzęsy czy absolutnie przecudowne oczy.


Co by nie mówić, to skarb. Zarówno z racji wartości sentymentalnej, jak i ze względu na stare dobre wykonanie, które było w stanie bez większych uszczerbków przetrwać ponad 3 dekady. I chociaż też już od dawna lalkami się nie bawię, a większość dawnych zabawek trafiła do pudeł i szaf, Sonia nadal zajmuje swoje honorowe miejsce w kącie przy oknie. Niech tak zostanie. To najładniejsza Rosjanka, jaką znam.



wtorek, 16 lipca 2013

Doktor, Doktor, Rose

Sesja skończona (na szczęście i szczęśliwie, if you know what I mean), ja próbuję odsypiać pisanie pracy semestralnej, zaś aura za oknem nie sprzyja trzaskaniu świeżych zdjęć, którymi powinnam aktualnie zawalać bloga... Życie. Dlatego, żeby nie było, że umarłam czy cuś, notka mimo wszystko. Mogłam wzorem innych zacząć umieszczać tu wpisy nie-lalkowe i nie-zabawkowe, ale prawdę mówiąc jak wchodzę na lalkowe blogasy i widzę długie noty o tych wszystkich niesamowicie ważnych problemach społecznych i obyczajowych, to mnie trochę trzepie i sama nie mam ochoty tego szerzyć :D
Stąd pomysł na wykorzystanie zrobionych już wieki temu i powrzucanych cichcem na Flickr fotek paru moich figurek z "Doktora Who". Ot, taki widzialny dowód na to, że te bestyjki naprawdę wdzięcznie pozują niezależnie od stopnia zaawansowania artykulacji. No i jeszcze chamska kryptoreklama mojego Flickra. Ale to tak na marginesie ;)

Eleven the Model

Eleven the Model 2

Ten and Rose

Rose in the TARDIS

The Olympic Torch


To ostatnie z lekką pomocą Gimpa wprawdzie, ale wiecie... Zreeesztą. Fani zrozumieją. Reszta niech się napawa ogniem ;)