sobota, 29 marca 2014

Zakupoholizm z przypadku

... albo inaczej dokładnie to, co dotyka większość z nas, gdy zaglądamy do lumpeksu albo pokrewnego przybytku. Jeszcze w zeszłym roku, tak bardziej pod koniec, kilkakrotnie mnie to dopadło. Ale nie ma tego złego, bo przynajmniej mam kolejną miłą zapchajdziurę na blogową posuchę :P
Z jednej strony lubię zakupy, z drugiej budzi się u mnie czasem tak zwany wąż w kieszeni. Dlatego drobiazgi wszelkie są dla mnie najlepsze, bo zawsze można sobie wmówić, że to przecież nic, ledwie parę złotych i miejsca dużo nie zajmie.




Ta mała i wyjątkowo miła w dotyku myszka jakoś sama wpadła mi w łapki we wrocławskim lumpie na Kołłątaja (który zresztą - podobnie jak inny tej samej sieci na Oławskiej - jest świetną miejscówką, jeśli chodzi o pluszaki). Dołączyła do małej gromadki maskotek zdobiących mój pokój na stancji. Ot, namiastka zadomowienia.




A te pierdółeczki znalazłam już w Jeleniej, w moim ulubionym sklepiku ze wszystkim po 5 złotych, gdzie mydło, powidło, a i czasem płyty z "Muppetami" i słuchowiskami Polskiego Radia się znajdą. No i się odezwała we mnie stara natura na widok figurek Smerfów... Nie, żebym szczególnie przepadała za kreskówką - dość szybko z niej wyrosłam, zaś odcinki odarte z oryginalnego polskiego dubbingu zupełnie się nie bronią - ale dziecięciem będąc miałam całą gromadkę mniej lub bardziej koślawych kopii smerfowych figurek od Schleicha. Teraz mam o jedną więcej. Lepiej zrobiona niż tamte, ale podobnie nierówno pomalowana :D I temperówki, wszak je też kiedyś zbierałam. Z "Włatcami móch", których z kolei swego czasu lubiłam bardzo. Ze szczególnym naciskiem na Czesia, bo trudno było nie lubić najbardziej prostodusznego zombiaka ever ;) Żałuję tylko, że nie trafiłam na te "puszeczki" w czasach licealnych, idealnie pasowałyby do moich włatcowych zeszytów.

Takich przypadkowych zakupów oczywiście jest więcej i pewnie częścią się jeszcze pochwalę. Ale to za jakiś czas.

sobota, 15 marca 2014

Zamiast zastoju

Można narzekać, że człowiekowi ostatnio brak do lalkowania motywacji.
Można snuć depresyjne głębokie rozważania o sensie dalszej zabawy w kolekcjonowanie.
Można napisać przeraźliwego posta, że się zawiesza bloga na czas nieokreślony.
... albo można po prostu w nudne popołudnie otworzyć pudełko z lalkami i wziąć aparat.

Tak, ten wpis nie przyniesie ze sobą żadnych głębszych treści, tylko kilka udanych bądź nieudanych fotek świeższych z lalkowych nabytków. Żeby ani blog ani moja kolekcja nie obrósły pajęczynką :D


Z tych udanych zdjęć Hania - która zdaje się większości przypadła do gustu. Wcale mnie to nie dziwi. Wcale.




A z tych mniej niezbyt wyeksponowana do tej pory Christie. Niezbyt, a to błąd, bo jest naprawdę urodziwą lalką. Próbowałam uchwycić czekoladowe pasma na czarnych włosach i cudne, żółto-zielone oczy, ale nie wiem, na ile się to udało... Btw. widoczna na starych fotkach pomarańczowa gumka do włosów, która wydawała się być w dobrym stanie, na kontakt z wodą w trakcie spa zareagowała rozpadem... No cóż, powinnam się była tego spodziewać.
Miałam w ambitnym planie zrobienie sesji, także porównawczej, ze Skipper z tej samej serii, ale jakoś pogoda przestała sprzyjać. Może kiedyś...