poniedziałek, 23 lutego 2015

Ballerina, ubieraj się!

Frajdą jest wykopanie z otchłani jakiegoś lumpeksu starego i pożądanego (przez siebie) egzemplarza lalki, ale kiedy przychodzi do znalezienia dla niej zastępczego ubranka - bo najczęściej swojego oryginalnego już nie ma - czasami zaczynają się schody. Zwłaszcza, jeśli mamy do czynienia z Baśką reprezentującą jakąś specyficzną postać, na przykład tancerkę.


Tak, to nie jest przypadek, że użyłam właśnie tego przykładu. Mam w moim zbiorze taką, która już trochę czeka. Dlatego kiedy ktoś podszepnął, że do jakiejś barbiowej gazetki dołączyli ubranko baletnicy, stwierdziłam, że za 9 złotych można zaryzykować.


Stroje dołączane od dłuższego czasu do czasopisma "Bądź jak Barbie" nie cieszyły się dobrą prasą (hehe, taki żarcik) wśród zbieraczy. Wymiary niedopasowane nawet na współczesne playline'y, tandetne materiały, kiepskie wykonanie... Ogólnie paradoks ubranek dla Baśki, które nie pasują na Baśkę, a w dodatku kosztują 20 złotych, czyli stanowczo za dużo, bo za tę cenę można kupić całą garść ciuszków wprawdzie od Chińczyka, ale i tak lepiej zrobionych. Dlatego mimo początkowych chęci zakupu zrezygnowałam. Dopiero kiedy przy regularnej gazetce z Barbie miały się pojawić tego typu dodatki i to taniej, skusiłam się. Potem zorientowałam się, że to dokładnie ten sam komplet, który był w tej wyżej wspomnianej kolekcji. Wprawdzie dycha to nie dwie dychy, aż tak kieszeń nie boli, ale i tak śmieję się z mojej gapowatości.


Do wyboru były jeszcze pokazane powyżej sukienki, ale podejrzewam, że tak ładnie to one prezentowały się tylko na zdjęciu...



Na kostium baletnicy złożyły się sukienka, para baletek i diadem. Ten ostatni z marszu powędrował jako dodatek dla innych panien, jako że Ballerina swoje nakrycie głowy już posiada. Odlany na jak cię mogę, ale sam projekt jest fajny. Gdyby tak pociągnąć go jeszcze jakimiś farbkami, prezentowałby się nienajgorzej.


Kiecka - czy raczej powinnam rzec tutu? - sprawia lepsze wrażenie na modelce niż w plastikowym blistrze. Materiał jest dość przyjemny w dotyku, nie daje od niego sztucznością, chociaż jest elastyczny, co ułatwia wciągnięcie całości nawet na stare dobre ciałko typu TNT.


Niestety z wykończeniem jest... trochę słabo. Ramiączka z łatwo przecierającej się tasiemki raczej nie wytrzymają ciągłego ubierania i rozbierania (a nie oszukujmy się, to właśnie najczęściej robią dzieci przy zabawie), dekolt układa się brzydko i żeby to jakoś wyglądało, trzeba całość dość mocno przekrzywić. Widać to, gdy się spojrzy na rzep z tyłu i się zobaczy, gdzie on jest zamiast tam, gdzie być powinien. Pasek z cekinkami marszczy się, przy okazji wizualnie pogrubiając i skracając lalczyny tułów - całość lepiej by wyglądała bez niego. A materiał, z którego wykonano wierzchnią część spódniczki, jest koszmarnie sztywny i gdyby chcieć Baśkę posadzić, to byłby problem.



No i jeszcze jeden problem. Owa siateczka jest suto natarta brokatem. Okej, nie czepiam się, bo nie rzuca to się bardzo w oczy, a poza tym małe dziewczynki lubią błyszczące rzeczy, ale niestety świecące drobinki czepiają się chętnie. Wszystkiego poza spódnicą. Po zrobieniu tych paru zdjęć, które widzicie w tym wpisie, musiałam zbierać brokat ze swoich rąk, z miejsca, gdzie kładłam sukienkę/lalkę w sukience, wreszcie z nóg baletnicy i z tego właśnie powodu wolałam cały kostium przechowywać w oryginalnym opakowaniu, bo jak wszyscy dobrze wiemy cząstki potrafią się weżreć w gumę nieodwracalnie.


Z baletkami jak widać szału też nie było. Nie wciskałam na siłę, nie chcąc pannie uszkodzić stóp, a po dobroci dalej nie weszły. Ponoć po podgrzaniu da radę, ale z jakiej racji ja mam się specjalnie fatygować? Buty dla Barbie mają wchodzić na nogę Barbie bez żadnego problemu, koniec, kropka.


Dla porównania "kapeć" zapewne od jakiegoś nowszego modelu (jeśli mnie ktoś oświeci, od jakiego, będę wdzięczna), który w pojedynczym egzemplarzu zaplątał się gdzieś u mnie. Dobra, tak naprawdę go znalazłam na chodniku przed domem - jakaś dziewczynka na osiedlu pewnie ma teraz księżniczkę z jednym butem niczym Kopciuszek :P Wprawdzie otwieralne zapięcie się nie dopina, ale za to sama baletka pasuje pięknie. Można było lepiej? Można było.


Poszukiwania lepszego kostiumu dla baletnicy będą trwały nadal (zapewne tak długo, aż znajdę któryś z oryginalnych), ale ten jako ersatz do ewentualnych sesji zdjęciowych jest akceptowalny. Chociaż i tak nawołuję - u licha, starajcie się bardziej! Jeszcze parę lat temu drobiazgi dodawane do gazet nie były barachłem drugiej kategorii *spogląda znacząco w stronę kolekcji pierdół z W.I.T.C.H.a sprzed dekady*






Przyjdzie wiosna, zrobię Ballerinie jakieś zdjęcia na słoneczku zamiast pod lampą błyskową i może łaskawiej spojrzę na ten kawałek materiału...