sobota, 30 lipca 2011

Tropical Splash/Hawaii Barbie (1995)

Pamiętacie może "Ulicę Sezamkową"? Tam zawsze było tak, że odcinek sponsorowała jakaś liczba i jakaś literka, np. "Dzisiejszy odcinek sponsorowały cyfra 8 i literka D". Podobnie można by powiedzieć o dzisiejszej notce, z tym, że tutaj nie stoją za tym żadne znaki. Tą notę sponsorowały Mono, która dała mi znać o ofercie i Privace, która mi tę lalę sprzedała. Wprawdzie mój nowy nabytek pojawił się u mnie już we wtorek, ale jakoś dopiero teraz zebrałam się do jej opisania.

Na początek jak zwykle trochę historii i teorii. Seria Tropical Splash (znana też pod nazwą Hawaii - zdaje się, że taką miała w naszych katalogach) to, jak nietrudno się chyba domyślić po nazwie, kolejna seria "plażowa". Lalki wchodzące w jej skład są apetycznie opalone, a poza kolorowymi, kwiecistymi strojami kąpielowymi zdobne w piękne, duże kolczyki i wisiorki. Ponadto do każdej lali dodawano buteleczkę perfum dla małej właścicielki.

Zdjęcie promo z częścią serii - pożyczone z Internetu.

Oprócz widocznych na fotce Barbie, Kena, Skipper i Kiry/Mariny pojawili się też Christie, Steven i Teresa. Dzięki wymienionym już paniom w moje łapki wpadła ta pierwsza...

Barbie w pudełku - zdjęcie z Internetu.

Ten model to jedno z moich niespełnionych marzeń z dzieciństwa - miałam ową fotkę promo nie tylko w katalogu, ale i w sporym formacie w kalendarzu i piekielnie, ale to piekielnie mi się podobała. Dlatego kiedy nadarzyła się okazja mimo początkowych wątpliwości kupiłam ją. I nie żałuję :D

Lala jest w znakomitym stanie jak na swoje 16 lat. Jak już wspominałam, ma uroczy odcień opalenizny i śliczną biżuterię z wielkimi kolczykami z wzorem z kostiumu na czele...



Buzia, oparta zdaje się na lubianym przez wielu (także przeze mnie) moldzie Superstar, jest również bardzo ładna. Nie wiem, dlaczego, ale nosek wydaje się być lekko zadarty, co tylko dodaje jej uroku. Ma delikatny makijaż (zdjęcia, jak zwykle, trochę go wzmocniły w stosunku do rzeczywistości...) i śliczną, subtelną graficyzację oczu.* Zresztą spójrzcie sami :)



Lalka idealna na wakacje, a tu niestety lato u nas nie dopisało... Stąd po zrobieniu jeszcze paru zdjęć na oknie, za którym mżyło, Baśka schroniła się w przytulnej szafce - lipcopad to zdecydowanie nie jest pora roku dla plażowej Hawajki ;)



Znowu poczułam się jak pięcioletnia dziewczynka. Ech. Chyba zacznę robić jakąś małą kolekcję na zasadzie zdobywania tego, czego nie kupiło się za młodu ;)


* Pozdrowienia dla Mieszka, na którego blogu nauczyłam się tego jakże fachowego słowa na malunek lalczynego oka, jak i w ogóle zwracać uwagę na takie szczegóły :D

środa, 20 lipca 2011

McDonaldowa Diva Starz Tia (2002)

Znalazłszy przypadkiem na blogu u Privace zdjęcie pewnej skądinąd dobrze znanej mi zabawki wpadłam na pomysł, kogo poczynić bohaterką kolejnej noty ;)

Najpierw trochę teorii. Diva Starz to, cytując za anglojęzyczną Wikipedią, seria fashion dolls wyprodukowanych w sezonie świątecznym w 2000 roku przez Mattel. Lalki miały po około 9 cali, plastikowe ubranka i rootowane włosy. Przy pomocy specjalnych zatrzasków można było umieszczać ciuchy na ciele lalki, a dzięki metalowym stykom lalki reagowały głosowym komentarzem, jakby wiedziały, co mają na sobie ;) Później na fali sukcesu wydano linię o nazwie Diva Starz Fashion Dolls, które miały ubranka z materiału, były mniejsze i bardziej proporcjonalne, a ponadto mogły wygłaszać wcześniej nagranie kwestie. Po kilku sezonach popularność lalek spadła do tego stopnia, że Mattel zrezygnował z dalszej produkcji, by zająć się "podrasowywaniem" Barbie i tworzeniem serii MyScene.

Obie generacje (zdjęcia z Internetu).

Nie wydaje mi się, żeby te lalki zdobyły większą popularność w Polsce, ale na pewno zagościły w zminiaturyzowanej wersji jako "dziewczyńska" zabawka w restauracjach McDonald's :) Były ich w sumie aż dwie serie, ale zdaje się, że widziałam u nas tylko drugą, z 2002 roku (tutaj zdjęcie i opis pierwszej dla ciekawskich).

Ulotka dołączana do zabawek (zdjęcie z Internetu, moja własna gdzieś jest, ale nie wiem, gdzie :D)  


Musiałam stać przed bardzo ciężkim wyborem, bo w przeciwieństwie do pierwowzorów te lale były całkiem urocze, ale jakimś trafem wybrałam Murzynkę - Tię (gwoli ścisłości pozostałe to Alexia - blondynka, Summer - rudzielec i Nikki - brunetka).



W realu figureczka prezentuje się znacznie lepiej niż na ulotce. Wielka głowa w zestawieniu z drobnym ciałkiem i leniwie przymrużone oczy sprawiają, że wygląda dość sympatycznie. Niemal całe ciało odlano z plastiku za wyjątkiem rąk z gitarą, zrobionych z gumowatego tworzywa. Po nakręceniu specjalnego pokrętełka z tyłu głowy kiwa głową i zamyka lewe oko. Ta, tylko jedno. Nie wiem, skąd taki pomysł, zwłaszcza, że z tego, co pamiętam, u przynajmniej dwóch pozostałych (na pewno u Alexi) zamykały się oba. Może producenci chcieli, żeby Tia puszczała oczko?
(Gwoli ciekawostki mogę dodać, że Alexia i Summer miały na plecach specjalną wajchę, dzięki której mogły podnosić i opuszczać ręce - u Tii i Nikki trzeba było to robić ręcznie :P)

Laleczka, podobnie jak większy pierwowzór, ma plastikową sukienkę, mocowaną na zatrzaski z boku ciała. Po jej zdjęciu naszym oczom ukaże się małe, zgrabne ciało w nieco mniej wyjściowym, wmoldowanym stroju :)


Nie jest to może najpraktyczniejsza w zabawie figurka, ale ładnie prezentuje się na półce, jak to ma obecnie miejsce u mnie :D Byłam już starszą dziewczynką, gdy wpadła mi w ręce, stąd pewnie jej bardzo dobry stan i prawie zero śladów użytkowania. Ciekawa jestem, czy obecnie jej zdobycie jest trudne - wprawdzie w archiwum Allegro znalazłam ślady aż dwóch ofert z całą czwórką, ale... No, nieważne. Tak czy siak to fajna pozostałość po lalce, o której świat już dawno zapomniał ;)

poniedziałek, 18 lipca 2011

McDonaldowa Barbie

Korzystając z okazji, że po ostatniej podróży siedzę w domu i marudzę z powodu faktu, iż mam skórę równie czerwoną co sukienka mojej dzisiejszej bohaterki, postanowiłam skrobnąć kilka słów o pewnej bardzo malutkiej Basi, która trafiła do mnie jako dodatek do Happy Meala wiele lat temu. Nie wiem, ile, ale coś koło 9 czy 10 - wpadła mi podczas urządzonych w Macu urodzin mojego kolegi, większość towarzystwa miała na pewno mniej niż dwanaście lat, a w tym roku wszyscy chyba zdawaliśmy maturę, także... dawne dzieje :D Pamiętam, że wtedy były cztery zabawki do wyboru. Dla chłopców z Action Mana albo z Matchboxa, nie pamiętam, ale dla dziewczynek na pewno dwa urocze modele Barbie. Pamiętam, że koleżanka (jedna z dwóch pań na przyjęciu - ja byłam drugą :D) wybrała baletnicę obracającą się na specjalnej podstawce. Ja wybrałam panią w ślicznym, czerwonym kapeluszu...


Zdjęcie niestety nie jest w najlepszej jakości (prześwietlona buzia, w rzeczywistości jest dużo ładniejsza), ale chwilowo nie dysponuję innym ;) Figurka jest z miękkiego tworzywa, trochę gumiastego i ma dość "wątłe", rootowane włosy. Kapelusza niestety nie da się ściągnąć, ale za to można zdjąć sukienkę, pod którą kryje się wmoldowana, biała i krótka sukieneczka na ramiączkach (a może to halka?). Lalka ma obrotową talię, chyba głowę (brak pewności, w tej chwili nie mam lali pod ręką, a i nigdy nie próbowałam jej tym łebkiem kręcić) oraz ręce ruchome w ramionach. Bez podstawki niestety nie ustoi, bo nóżki z wmoldowanymi białymi sandałkami mają za małą powierzchnię, by utrzymać resztę, głównie przez kapelutek ;) Owo czerwone, lekko już u mnie wytarte coś w prawej dłoni to mała, czerwona torebka-kopertówka, podobnie jak haleczka i buty wmoldowana.

W przyszłości postaram się dać więcej zdjęć, a i może naskrobać coś więcej, a na razie uprzejmie zapytuję - czy ktoś zetknął się kiedyś z tą figureczką? Próbowałam coś znaleźć o niej w Sieci, ale po wpisaniu hasła "McDonald Barbie" wujek Google prezentował mi jedynie całkowicie plastikowe figurki albo modele Barbie jako kelnerki z Maca ;) Dołożenie do powyższego słów "red", "hat" albo obu naraz też niewiele pomogło. Ciekawa jestem, czy ten model pojawił się jedynie u nas, czy występował także w innych krajach oraz czy jest to miniaturka jakiejś "normalnej" lalki, a może jest to jakiś "freestyle" na potrzeby tej serii :)

środa, 13 lipca 2011

Dzieciństwo z Pewexu - repost

Aga podrzuciła mi pomysł, żeby notkę, którą nasmarowałam ponad pół roku temu z okazji akcji "Dzieciństwo z Pewexu" na moim "właściwym" blogu, przerzucić tutaj, coby nie zaginęła w odchłani Internetu i była łatwiejsza do znalezienia. Dobry pomysł, więc niniejszym to czynię. Chociaż zamiast przekopiować ją, tylko ją zalinkuję. Jestem leniem śmierdzącym, wybaczcie :P Poznacie w niej okoliczności nabytku i wspomnienia na temat wszystkich opisanych dotychczas zabawek, a także być może jednego z bohaterów jakiejś przyszłej notki.

Dzieciństwo (niezupełnie) z Pewexu.

Miłej lekturki ;)

niedziela, 10 lipca 2011

Lego Duplo: Nursery (1990), Mother with Pram (1988)

Korzystając zarówno z wakacji (czyli letniego nadmiaru wolnego czasu), a także faktu, że siedzę chora w domu, a obok rośnie sterta zużytych chusteczek higienicznych, postanowiłam zająć sobie kilkanaście minut pisaniem nowej notki. Tym razem skupimy się na dwóch milusich zestawikach, które były jednymi z pierwszych moich kompletów klocków Lego.
Fachowe nazwy obu to 2615 Nursery i 2614 Mother with Pram (niby tylko numerki, ale dla speców od "legosów" to ważna rzecz). Pierwszy pojawił się w 1990 roku, drugi w 1988, oba zaś jako część serii Playhouse.

(Foto z lego.wikia.com)
(Foto pożyczone z ebay.com)

Oba zestawy dostałam jako bardzo mała dziewczynka, także nie pamiętam żadnych szczególnych okoliczności temu towarzyszących :D Nursery możliwe, że już koło 1992, Mother with Pram bliżej roku 1994, jak sądzę, w związku z czym ten drugi jest dzisiaj niemal w stanie idealnym. Po pierwszym widać ślady zabawy - zarysowania, starte co nieco buzie figurek i powierzchnia lusterka...



Jak widzicie oba bobaski posiadają urocze beciki w panterkę :D Nie są to oczywiście elementy zestawów, a mały "custom" zrobiony przez moją mamę. Z paska od jej starej sukienki zdołała w tamtym czasie "wyprodukować" dla mnie kreację dla Betty (z... paskiem :D), a z tego, co zostało, słodkie "kieszonki" dla duplowych maluchów.



Pewnie zauważyliście, że buzia mamy z Mother with Pram różni się od zdjęcia z oryginalnego pudełka. Może  jest na nim prototyp, a może posiadany przeze mnie zestaw to jakaś reedycja? Niestety nie jestem w stanie tego stwierdzić, gdyż z obu kompletów nie zachowały mi się ani pudełka ani instrukcje ze środka. To, co widzicie w tle zdjęć, to dość urokliwe "opakowanie zastępcze" - zwykłe, tekturowe pudło po butach, pomalowane w miarę moich dziecięcych możliwości długopisem :D


Ostatnia fotka i... jakby to powiedzieć, to by było na tyle :D Pozdrawiam wszystkich miłośników starych, dobrych klocków Lego i uprzejmie liczę, że a nuż widelec ktoś z was posiada także te zestawy albo inne z tego okresu ;)

piątek, 8 lipca 2011

Sparkle Beach Skipper (1995)

Drugą notkę na moim świeżym blożku poświęcę laleczce, która była moją pierwszą i jedyną oryginalną Barbie. Bo o ile moja pierwsza fashion doll, Betty Teen, była prześliczna, to jak każda dziewczynka, przeglądając różne katalogi czy kalendarze* marzyłam o własnym egzemplarzu najsłynniejszej lalki świata ;) Aż w końcu go posiadłam.
Konkretną historię można znaleźć we wspominanej już notce o dzieciństwie nie do końca z Pewexu na moim właściwym blogu, tutaj skrócę ją do minimum konkretów. Rodzice obiecali swojej małej córce prawdziwą Barbie i słowa dotrzymali. Tato dał kasę, a mama wzięła dziecko do sklepu, coby wybrało sobie laleczkę. No i wybrało. O dziwo nie samą Barbie ani żadną z jej ślicznych, dorosłych koleżanek, a jej małą siostrę, która zwała się Skipper. Konkretnie Sparkle Beach Skipper. Na paru fotkach od Pana Interneta możecie zobaczyć, jak wyglądała w momencie zakupu - a był to rok... 1995? A może 1996? Nie pamiętam.




(Fotki z Amazon.com, żeby nie było).

Moja zachowała się w całkiem niezłym stanie, ale jest dziewczyną po niezłych przejściach. W nie za długi czas po jej zakupie zaniosłam ją do przedszkola, żeby się pochwalić (wiadomo! Mieć Barbie to był szpan!), a tam jedna z moich najlepszych przyjaciółek niechcący złamała jej kark o ściankę plastikowej łazienki. Rodzice nie znaleźli sposobu na sensowne naprawienie biduli, toteż przez lata miała głowę wcisniętą na kikut szyi, co uniemożliwiało bardziej eksploatującą zabawę, ale z drugiej strony uprawniało mnie do odmawiania użyczenia jej komukolwiek - co na dłuższą metę chyba wyszło jej na zdrowie, a zwłaszcza jej włosom ;) Już będąc dużą dziewczynką udało mi się w miarę możliwości nareperować uszkodzenie, także na dzień dzisiejszy Skipperka cieszy się całkiem dobrym wyglądem.




Lala ma uroczy mold - już nie dziecko, ale jeszcze nie dorosły. Ogółem... słodka nastolatka :D Ponadto do jej zalet należą dwubarwne (zielono-niebieskie) oczy oraz apetyczna "opalenizna", jak na plażową lalkę przystało. We włosach ma dwie różowe gumki, które o dziwo jeszcze nie sparciały. A przynajmniej tak mi się wydaje. Oprócz tego Skipperka posiada płaskie stopy (platfusik? :D) oraz zginalne kolanka.
Zachowały mi się w dobrym stanie także dodatki - pasek mogący służyć właścicielce za bransoletkę oraz szczotka do włosów.



Pudełko też jeszcze mam. Wprawdzie z wybrudzoną "szybką" i wystrzępioną górą, no ale mam :)



Z tyłu można zobaczyć inne egzemplarze kolekcji. Z tego, co wiem, kilku "lalkarzy", których blogi śledzę, posiada część z nich ;)


To może jeszcze na koniec coś nie do końca na temat - Skipperka prezentuje na sobie koszulę od Fleur :D Zaplątała mi się gdzieś wśród ubranek "odziedziczonych" po kuzynce wraz z inną lalką. Odkryłam ten fakt niedawno dzięki blogowi Agi - pasjonatki Fleurek, a także dowiedziałam się, iż jest to konkretnie element jednego z zestawów strojów oznaczonych wspólnym numerem 1288 oraz nazwą Fashion. I pomyśleć, że gdy zaczynałam czytać coś niecoś na temat Fleur, sądziłam, że nie mam z nimi nic wspólnego ;)


I to by chyba było na tyle. Miło mi było zaprezentować wam moją jedną Mattelową panienkę, a i mam nadzieję, że czytanie notki oraz oglądanie zdjęć było dla was czystą przyjemnością ;)



* Ów katalog oraz ów kalendarz Barbiowy, które podówczas wyznaczały mi gusta w kwestii lalek, także planuję w swoim czasie tu zamieścić. Zwłaszcza ten drugi. Nie mam pojęcia, skąd go dostałam, ale to bardzo ciekawa rzecz ;)

środa, 6 lipca 2011

Betty Teen na powitanie

Przede wszystkim, z racji faktu, iż jest to pierwsza notka tego bloga, wypadałoby się przywitać. A więc witam się - dzień dobry! I od razu mówię, podziękujcie Ani z Doll Second Hand, która podsunęła mi pomysł, żeby zamiast szlajać się po lalkowych blogach i tylko komentować wziąć się do roboty i założyć własnego ;) Nie miałam przekonania do tego pomysłu i nadal trochę nie mam, bo to chyba sto siedemdziesiąty mój internetowy dziennik (z tego 3 na krzyż w miarę regularnie działa), ale pomyślałam, że co mi szkodzi. Najwyżej będzie tu aktualka raz na trzydzieści lat i bu.
I w związku z tym, że idea wypłynęła mniej lub bardziej pośrednio z mojego zainteresowania kolekcjami tak zwanych fashion dolls, prowadzonymi przez wiele osób, zaczniemy od mojej pierwszej lalki tego typu. Wprawdzie większość z tego, co tu zostanie napisane, to zdeczka zwykła kalka z notki o "dzieciństwie z Pewexu" na moim głównym blogu, ale ciiii, nieważne. Zresztą podejrzewam, że tam niemal nikt zainteresowany tematem jej nie przeczytał :P

Tam tadadam, przed państwem... Betty Teen.
A tak właściwie to Elza lub Eliza, bo tak ją przez całe dzieciństwo nazywałam. Pojawiła się niespodziewanie, pewnego pięknego dnia, jako prezent od babci. Dla rodziców poducha z prawdziwego, wiejskiego pierza, a dla maluszka laleczka. I to jaka! Zupełnie inna niż te, z którymi dotychczas obcowałam. Bo miałam wtedy może ze trzy latka i wszystkie moje lale to były albo bobaski albo szmacianki o dziecinnym wyglądzie. Aż tu nagle pojawia się taka plastikowa panienka, w sukience jak księżniczka, z długimi nogami, talią i biustem. Jak prawdziwa, dorosła kobieta... Przewrót kopernikański normalnie :D

Czas obszedł się z nią dosyć łaskawie. Wprawdzie bardzo skołtuniły jej się włoski, ale wiem teraz, że to "cecha wrodzona" tych lalek, wynikająca z prostego faktu - nie dość, że loki, to często jeszcze w palemkę. Z bajkowej sukienki zaczęła trochę odłazić na plecach ozdobna folia, a słodka torebka z kokardką zaginęła w niewyjaśnionych okolicznościach wieki temu, ale poza tym wszystko jest w jak najlepszym porządku.


Owe nieszczęsne loczki, chociaż na zdjęciach wyglądają odrobinkę lepiej. I czy tylko ja mam wrażenie, jakby ona była... siwa? :D



No i jeszcze jedno - buzia, urocza buzia i te słodkie, rootowane rzęski! :)


 O tym, że moja pierwsza "fashionka" to Betty Teen, dowiedziałam się niedawno, zdaje się, że z bloga Agi, która swego czasu zdybała jeden egzemplarz. Lalka produkowana w końcu lat 80., bardzo popularna w Rosji i Holandii. Niestety mało o niej można znaleźć w Sieci, dlatego miło mi, że mogę dorzucić do tej drobnej kupki parę zdjęć mojej lali. A nuż widelec ktoś jeszcze miał taką? ;)



No, to będzie mniej więcej tyle na początek. Dobry, mam nadzieję! ;)