Życie jednak potrafi jeszcze mnie zaskoczyć.
Ostatnimi czasy dosyć często zdarzyło mi się widzieć przecudnej urody łupy kolegów i koleżanek z 'lalkowej' branży, które wpadały im w łapki ot, przypadkiem, podczas wizyty w zwyczajnym polskim second-handzie. Były to nieraz naprawdę znakomite sztuki, mało popularne lub nieznane całkiem u nas lalki albo i nawet vintage. A ja siedziałam i zazdrościłam po cichutku, irytując się swoim brakiem szczęścia w tej kwestii. Poza dość lekkomyślnie puszczoną w świat Fleurką i przeoczoną przez własną ignorancję Sun Lovin' Malibu Barbie nie napatoczyłam się na w nawiedzanych przeze mnie lumpach na żaden skarb.
Aż do wczoraj.
Podczas wyjścia na zakupy, o tyle tylko niezwykłego, że przy panującym ukropie raczej nikt normalny nie wyściubiałby nosa z domu, wkręciłam się z mamą w rozmowę na ten temat. A właściwie to moją małą litanię narzekań, że u licha, dlaczego u nas w szmateksach nie mogą się pojawiać takie niespodzianki. Więc gdy na horyzoncie pojawił się jeden z takich przybytków, który regularnie odwiedzamy i w którym nigdy nie było barbiowatych lalek, na propozycję wstąpienia na chwilę odpowiedziałam: "... A czemu nie?".
Od razu rzuciła mi się w oczy posadzona już obok wejścia jakaś Baśka, ubrana w obfitą wełnianą suknię domowej roboty i z takimż kapelusikiem opadającym na twarz.* O, tak mniej więcej wyglądała:
Nie licząc na zbyt wiele, z ciekawości podniosłam kapelutek i stwierdziłam, że... no nie, nie wierzę własnym oczom.
Ta mordka i ta korona nie pozostawiały wątpliwości. Po bardzo krótkim namyśle za cenę niespełna 8 złotych panna wylądowała w mojej torebce.
Prawdziwa niespodzianka - ba, możnaby rzec, że nawet lekki szok - czekały mnie po przybyciu do domu, gdy postanowiłam sprawdzić dokładnie w Sieci tożsamość laleczki. Oczywiście wiedziałam, że ta Barbie-baletnica należy do starszych modeli, ale żeby aż tak? Żeby miała 37 lat?
Ballerina Barbie z 1976 roku. Do tej pory nie do końca do ogarniam.
Jak na swój wiek i fakt, ilu właścicieli musiała mieć do tej pory, jest w stanie nienajgorszym. Żadnych pogryzionych rąk, podziurkowanej twarzy, makijażu poprawianego flamastrem... Jedynie główka podejrzanie luźno trzymająca się na szyi, nogi brudne jak po całym dniu grania w piłkę na naszym niegdysiejszym osiedlowym boisku i dziwne odbarwienie na ramieniu.
Na szczęście brud na nogach nie był wżarty w gumę i bezproblemowo zszedł po potraktowaniu wodą z mydłem.
W odkrywaniu tajemnic Balleriny bardzo pomógł mi wpis na blogu Mieszka poświęcony jego egzemplarzowi tej lali. Rozjaśnił mi na przykład moje wątpliwości zarówno co do luźnej główki (zamierzenie producentów zmiksowane ze zmęczeniem materiału), jak i ruchów rąk - odgięte w bok powracają do pierwotnej pozycji, więc myślałam, że może miała kiedyś jakiś mechanizm, który je trzymał. Zaskoczyło mnie z kolei to, że miała również inny, odpowiedzialny za ruchy nóg. A w zasadzie to nadal ma, gdyż przy poruszaniu jedną kończyną druga wciąż reaguje, jedna słabiej, druga lepiej, ale jednak. To tłumaczy "rozklekotanie" lalki w biodrach i obie nóżki wiszące luźno. I jeszcze kolana zginane nie "na trzy", tylko "na pięć" - oba ciągle sprawne!
No i jeszcze nie zapominajmy o tym, kto podał w swojej notce sygnaturę i tym samym podrzucił wisienkę na identyfikacyjnym torciku ;)
Ballerinka niedługo po przyniesieniu do domu przeszła szybkie spa, coby zmyć z niej pierwszy brud i smrodek używanych ciuchów. Jak już wspomniałam, zabrudzenia z nóg zeszły znakomicie (pozostały jedynie pomniejsze plamki niewiadomego pochodzenia), kąpiel pozwoliła też usunąć drobinki brokatu z twarzy i nóg - skąd się tam wzięły, nie mam pojęcia. Niestety włosy wymagały o wiele więcej troski - mycie, próba rozczesania, przy której wyszły na jaw koszmarne, nabite brudem kołtuny, namaczanie w płynie, traktowanie gorącą wodą...
Zabiegi pomogły o tyle, że Barbie przestała być rozczochrana jak piorun w rabarbar. Niestety, ta część czuprynki, która była odsłonięta, jest do bólu zmechacona, zaś ta, która skrywała się wewnątrz oryginalnej fryzury czyli końskiego ogona, zdołała zachować dawny blask. Podejrzewam, że trzeba będzie namoczyć ją jeszcze raz, tym razem na dłużej i w silniejszym roztworze, po czym obmyślić ułożenie uczesania na wzór tego pierwotnego jakoś tak, żeby niedoskonałości zatuszować.
Na powyższych fotkach małe przed i po. Ale niezależnie od efektów buzia tej "staruszki" urzekła mnie na tyle, iż myślę, że warto będzie powalczyć o doprowadzenie jej do porządku ;) Jak i o skombinowanie jej jakiegoś odpowiedniego ciuszka. Myślę o uszyciu czegoś podobnego do oryginalnego tutu i potem czekaniu, aż a nuż widelec pierwowzór gdzieś się pojawi w zasięgu ręki. Gdyby komuś przypadkiem wpadł w łapki, dajcie mi znać, będę bardzo wdzięczna. Ale to w przyszłości.
Tak Daga, zupełnie przypadkiem oczywiście, została szczęśliwą posiadaczką swojej pierwszej Barbie vintage, najstarszej lalki w swoim małym zbiorze i przede wszystkim niezwykle urodziwej laleczki. A to wszystko za jednym zamachem.
NO JA NADAL NIE MOGĘ W TO UWIERZYĆ.
* Swoją drogą dosyć zabawne to wdzianko. Nadal waham się, czy po przepłukaniu puścić je w świat, czy jednak sobie zachować.
Po znalezieniu Lilli w doniczce od kwiatka wiem, że życiem rządzą tajemnicze siły i nic mnie już nie zdziwi :) A to, że w lumpkach kryją się skarby to fakt potwierdzony naukowo!
OdpowiedzUsuńGratuluję :) Wymarudziłaś sobie piękną zdobycz :)
OdpowiedzUsuń:D Gratulacje! A ja dalej pośród tych, którzy niczego w szmateksie jeszcze nie znaleźli :/
OdpowiedzUsuńBallerina piękna jak marzenie! Ciekawa jestem ile to dziewczę przeszło w życiu. U kogo mieszkała, gdzie? W jakich okolicznościach trafiła do szmateksu?
Dzięki :) Pochodzisz trochę, pochodzisz i w końcu Ci coś wpadnie. Mówi to żywy dowód xD
UsuńNa pewno mieszkała chociaż przez jakiś czas u kogoś z fajnym podejściem do zabawek. Jak to ujęła moj mama, ktoś pewnie pomyślał: "Po co urywać lalce koronę, skoro można przykryć ją kapeluszem?" ;)
Dzięki temu wpisowi odkryłam właśnie, kto jest właścicielką tego bloga :D Lepiej późno niż później :)
OdpowiedzUsuńSerio? Przecież ja się nigdy nie tajniaczyłam :D
UsuńCieszę się, że mój wpis okazał się pomocny ;)
OdpowiedzUsuńMyślę, że spokojnie możesz potraktować włosy wrzątkiem, który wygładzi ich powierzchnię i rozprostuje kołtuny. Później już tylko związać kucyk, podwinąć włosy na papilot i voila - oryginalna fryzura gotowa ;)
Pozdrawiam ;)
Ooo :d Upolowałaś takie cudeńko! Aż sama mam ochotę przejść się do jakiegoś ciucha, bo dawno już nigdzie nie zaglądałam :) Czekam z niecierpliwością aż pokażesz ją już w pełni odpicowaną :)
OdpowiedzUsuńGratuluję, jest śliczna:)
OdpowiedzUsuńAle stara, faktycznie! W zestawieniu z jej stanem, to rzeczywiście niesłychany przypadek! A wiesz co mnie najbardziej interesuje, a o czym prawie nie wspomniałaś - ta korona, która aż dziw, że się nie urwała albo w jakiś inny sposób nie przepadła.
OdpowiedzUsuńCzekam na przyszłe info na temat korony i prezentacje ruchów nóżek! :)
I powodzenia!
Wspaniałe znalezisko :)
OdpowiedzUsuńGratulacje! Z SH jest tak, że trzeba namolnie łazić- im większa namolność w łażeniu tym większe prawdopodobieństwo trafienia czegoś fajnego i to jeszcze nie łazić z nadzieją znalezienia tylko tak dla samego łażenia- wtedy zawsze coś fajnego się znajdzie. Fajnie że ktoś koronę kapelutkiem nakrył a nie urwał ;)
OdpowiedzUsuńA może po prostu muszę zmienić nawiedzane lumpy ;)
UsuńHaha, moja mama zauważyła z tym kapeluszem dokładnie to samo :D
No i mam swój własny cud! Przywlekłam dziś Balerinę! Co prawda trochę wyciumkaną ale zawsze to Balerina ;)
Usuń*bije brawo* Daj znać, jak na blogu będzie :D
UsuńMoją pierwszą Vintage też "upolowałam" w SH. To było dawno, ale do dziś pamiętam ten rozkoszny dreszcz i chęć dzikiego wrzasku z radości!
OdpowiedzUsuńSuper skarb znalazłaś! Więcej takich Ci życzę!
Bardzo się cieszę i serdecznie Ci gratuluję! Mojej balerinie piękną suknię uszyła Kate =)
OdpowiedzUsuńWłosy zawsze możesz jej wszyć- w ten łebek przyjemnie się wszywa
nie wiem, czy to Ci się na coś przyda, czy nie, ale moje balerinki są tu: http://mojalalkowamoda.blogspot.com/2013/01/tuz-po-premierze.html
UsuńPóki oryginalne włosy da się jakoś uratować, będę odwlekać reroot najdłużej, jak się da ;)
UsuńO, czyżby oba warianty blondu? I tego, jestem w lekkim szoku, że da się tę koronę jednak wyrwać w jakiś sposób - jak zaglądałam mojej do wnętrza łebka, to wydawało mi się, że jest za mocno 'zainstalowana' tam... D:
Jeeeejku, ale cacuszko! Ta Baśka chwyciła mnie za serce, odkąd ją pierwszy raz zobaczyłam w necie... Szczęściara z Ciebie i proszę już nie marudzić na posuchę w szmateksach ;-)
OdpowiedzUsuńDobrze, ciociu, już nie będę... na razie :D
Usuń