Dzisiaj na gościnnym i całkiem nieplanowanym występie panna napotkana w dosyć niespodziewanych okolicznościach, bo w pudle z zabawkami mojej dwuletniej siostrzenicy ciotecznej. Nie oczekiwałam, że w zbiorach dziewczynki w tym wieku znajdę lalkę tego rodzaju. Chociaż wnioskując po jej stanie, nie cieszy się chyba jeszcze zainteresowaniem - mała póki co preferuje piłki, szmaciane lalki i pluszowe misie większe od siebie ;)
Ogólnie czekała mnie mała podróż w świat targetu, do którego już od dawna nie należę. Czyli wycieczka pod hasłem "jak wyglądają lalki, którymi teraz bawią się dzieci?".
Zasadniczo można powiedzieć, że to jeden z wielu typowych, współczesnych kloników, zapewnie produkcji chińskiej, ale mimo tej ilości brokatu i różu ma w sobie coś sympatycznego. A może właśnie przede wszystkim ze względu na nie? W końcu ulubione księżniczki wszystkich małych dziewczynek powinny błyszczeć ;) Teraz, na stare lata można kręcić nosem, ale żadna się nie wyprze, że mając kilka lat wyobrażała sobie księżniczkę głównie w słodkich i połyskujących barwach.
Brunetka z niebieskimi oczami przy różowym stroju? Ciekawa kombinacja. Podobnie jak układ cieni na powiekach, ale on jednak jest po prostu... dziwny. Zwłaszcza ta zieleń. Co nie zmienia faktu, że mordka - na pewno skopiowana od któreś nowszej Baśki, czuję to przez skórę - nadal jest całkiem ładna.
Włoski lekko tylko zmierzwione w eksploatacji, w urodziwym odcieniu i miłe w dotyku, chociaż da się wyczuć sztywnawe tworzywo sztuczne, ale rootowane rzadko, dosyć dziwnie ułożone z pomocą jednej zwykłej gumki (co będzie lepiej widać na kolejnym zdjęciu), a korona/diadem... no cóż. Dopiero przy przeglądaniu zdjęć zauważyłam, że nie trzyma się na głowie tylko dzięki dobrej woli, a na plastikowych wichajstrach, którymi przyczepia się metki do niektórych ciuchów. Parafrazując tekst z jednego ze skeczy kabaretowych: chiński chwyt, ale działa.
Ciałko wzorowane na mattelowskim Belly Button, bez ruchomości w talii, z lekkiego plastiku, ale nie przypominające wydmuszki. Sygnatur nie stwierdzono, za to na plecach straszyło coś takiego:
Data przydatności do spożycia? xD
Ogólnie całe ciało sprawia wrażenie stosunkowo solidnego jak na klona, zwłaszcza, jeśli dołożymy gumowe nogi. Butów brak - bo po co podsuwać dziecku coś, co mogłoby połknąć?
Ubranko trochę jak włosy. Czyli, że ładne, że całkiem przyzwoicie się prezentuje, że żadnych prujących się nitek, ale w dotyku czuje się, że tanich włókien sztucznych ci tu dostatek, ale i te przyjmiemy, bo... bo tak.
Ot, taka ciekawostka. Można stwierdzić, że dobry klonik nie jest zły i to chyba najlepiej określa to znalezisko. Taki obecny odpowiednich klonów z moich czasów, podążający za wzorem współczesnej sobie Baśki. Kiedyś były takie, jak to my z lat 90. czy wczesnych dwutysięcznych pamiętamy, a teraz są takie. I tak pewnie najistotniejsze jest to, żeby się dzieciakom podobały. Gdybym miała te parę lat zamiast dwudziestu paru to... cóż, pewnie byłaby dla mnie w sam raz. O.
Jak na klona nie jest najgorsza, choć makijaż nadałby się bardziej do czegoś współczesnego. Chowaj lalki przed siostrzenicą! ;-)
OdpowiedzUsuńCałkiem psyjemny klonik.
OdpowiedzUsuńI cena była pewnie atutem. Zamiast kilkadziesiąt. kilkanaście złotych. Dla dziecka, które "zabawi" lalkę na śmierć w sam raz.
data przydatności do spożycia!!! :D turlam się ze śmiechu :) powiem Ci, że mi się ten zestaw cieni podoba, właśnie za to, że dziwny
OdpowiedzUsuńSympatyczna. Jeśli dziecko ją pokocha, to kogo obchodzi, że to klon?
OdpowiedzUsuńAriel też "ubrano" w różową suknię i nikt nie płakał z tego powodu ;)
Jak na klona niezła (widziało się gorsze )
OdpowiedzUsuńKocham Cię i uwielbiam za tę notkę! Klony to bardzo ważne elementy lalkowego świata. Każdy z nas miał wśród zabawek klonika Barbie, którego kochał pomimo tego, że nie był "tą jedną, jedyną". Notatek poświęconych klonikom jest w Internecie bardzo mało i wciąż za mało! Myślę, że za kilka lat, gdy klonikowe laleczki dnia dzisiejszego będą już tylko wspomnieniem, na próżno będziemy szukać w sieci wiadomości o nich, albo zbierać je z jakichś rozrzuconych po różnych miejscach strzępków informacji. Dlatego bardzo dziękuję Ci za ten wpis i za profesjonalne podejście do tej sympatycznej, bladolicej laleczki. Nawet, jeśli po latach sama lalka się nie zachowa lub ulegnie zniszczeniu, to ten wpis pokaże, że istniała i zachowa pamięć o niej. :*
OdpowiedzUsuńA proszę bardzo, każda frapująca lalka jest godna opisania :D
UsuńTak sobie myślę, że fajnie to musiało wyglądać, kiedy nagle zaczęłaś obfotografowywać siostrzenicowy karton z zabawkami :D
OdpowiedzUsuńFaktycznie kolor włosów ładny. Wygląda na to, że bardzo rzadko widuję lale nie-blondynki i nie-brunetki. Ale umalowanie oczu mi się podoba ;p No i sukienka też.
No pewnie, że dla dzieci (w końcu głównych adresatów tych zabawek!) nie ma znaczenia, czy to Barbie czy "jakaś tam podróba". To tylko z czasem nabywa się głupiej potrzeby latania za marką. Tymczasem dla mnie długo długo "lalka Barbie" to była każda plastikowa panna jej rozmiaru, tyle :)
Ja tam u nich fotografuję wszystko, od psów po młóckarnię, więc nikt nawet nie zwrócił uwagi xD
UsuńKlonik o bardzo miłej buzi! naprawdę ładna i dopracowana jak na nieoryginalną Barbie, pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń