No to nacieszylim się nowymi zabawkami, obfotografowalim... A warto wspomnieć, że remont był okazją nie tylko do wygrzebania starych katalogów, których część już umieściłam. Była i szansa, coby zrobić parę zdjęć starym zabawkom, zazwyczaj schowanym w pudłach i szafach. Wprawdzie warunki niezbyt sprzyjające fotkom (światło, pośpiech, takie tam), ale i tak jest materiał na kilka następnych notek ;)
Zaczniemy od lalki.
Ze wszystkich fashion dolls poznaliście już Betty Teen, Skipper, więc teraz pora na panią o skądinąd dość wdzięcznym imieniu Susia...
A przynajmniej tak pisze na pudełku, które jakimś cudem się zachowało. Tak, Zuza (bo tak została z miejsca przechrzczona) to pozbawiony sygnatur klonik. Może i nie lepszy ani nie gorszy od innych, ale dla mnie zawsze wspaniały, bo dostany w prezencie urodzinowym od kolegi. Zreeeesztą... wtedy nie patrzyło się aż tak, czy to Barbie, Steffie, czy klon. Wprawdzie świetnie było mieć oryginalną Baśkę, ale grunt, że fajna lalka, kolejna do kolekcji i można się jeszcze fajniej bawić.
Zuza ciałko ma puste, ale za to z obrotową talią. Włosy dość gęste, buzia ładna, dłonie poprawne, stopy raczej przeciętne. Strój skromny, ale ciekawy i wykonany całkiem starannie jak na klonika.
Nie licząc oczywiście butków, które są koślawe, trzymają się słabo, na inne lalki nie pasują i w ogóle cud, że się przypadkiem gdzieś nie zgubiły. No cóż.
... Czy ktoś zwrócił uwagę na tą odblaskowo pomarańczową, okrągłą naklejkę z pudełka?
Susia kryje bowiem w sobie pewną niespodziankę, które zdecydowanie rekompensuje jej niedostatki. Jest nią cieniutki warkoczyk niebieskich włosów, które pod wpływem ciepła zmieniały kolor na różowy...
Nadal działa. Wprawdzie to już bardziej szaroróżowy niż różowy (to tylko na zdjęciu tak ładnie wygląda), ale nie da się ukryć, że mimo upływu czasu włosy nadal są "magiczne" :D
(I w tym miejscu przypomina mi się, jak to na tym przyjęciu urodzinowym bidula spędziła większość czasu z warkoczem przykładanym do kaloryfera, tak wszystkich jarała ta sztuczka...)
Czas obszedł się z Zuzą łaskawie. Może dlatego, że byłam już trochę starsza, gdy ją dostałam?... Tak czy siak mimo ograniczonej ruchomości i wyjątkowo szerokich bioder, przez które nie dawała się wcisnąć w sporą część ubranek, była rozkoszną towarzyszką zabaw i świetną "starszą siostrą" w mojej małej lalkowej rodzince. Taką, która chodzi na lekcje tańca czy inny aerobik i mało się interesuje, co się w domu dzieje :D Teraz patrzę na nią i nie wiem, ile w tym sentymentu, ale nadal uważam ją za ładną lalę. Żarówiasto różowe body i mocny makijaż sprawiają, że ma w sobie coś z klimatu lat 80.
Może powinnam jej uszyć jakieś getry czy inny taki stuff w wolnej chwili? To wcale nie jest taki głupi pomysł.
Pierwszy raz taką śmieszną laleczkę widzę. Kogoś mi przypomina z twarzy, ale niestety nie przypomnę sobie kogo. Patent z warkoczykiem zmieniającym kolory jest przedni i na pewno ściąga uwagę dzieci.
OdpowiedzUsuńBardzo fajna laska! Jak na klonika to jest super! Ma długie włosy z grzywką i magicznym pasemkiem, różowe wdzianko i nawet butki! Jako dzieciak też bym się bardzo cieszyła z takiej lalki. Jest urocza!
OdpowiedzUsuńjezuuuuu pamiętam te laleczki z kiosków, moje kolezanki takie miały. Zawsze lubiłem to kolorowe pasemko! To była magaia!
OdpowiedzUsuńSą takie lalki, które na trwałe zapisują się w naszej pamięci:)
OdpowiedzUsuńPatrz no, jak klon to się kojarzy takie byle co, a tu takie cuda... I to naprawdę porządne cuda, że jej ten kaloryfer nie zniszczył jej tych włosów!
OdpowiedzUsuńA ten futurystyczny ciuch kojarzy mi się z doctorową Zoe, ona zawsze się tak cudacznie ubierała :p
uroda jak Fashion corner:) Niby plastik, ale fantastik z tymi włoskami!Świetna pamiątka. lilavati
OdpowiedzUsuń