sobota, 2 marca 2013

Klonik Stella

Z całej drużyny moich starych, dobrych fashion dolls, które towarzyszyły mi czasem i przez całe dzieciństwo, przedstawiłam już niemal wszystkie. I Betty, i Skipper, i nawet Susię. Została jedna, najmłodsza. Tylko stażem, bo co do wieku, to z różnych przyczyn nie mam bladego pojęcia.


Oto Stella. Ma plastikowe, puste ciałko, nienachalnie urodziwą dziecięcą twarz i koszmarnie skołtunione włosy. To ostatnie to nie moja zasługa - laleczkę jako mały prezent z własnego zbioru dostałam od starszej kuzynki wraz z garścią ubranek w wakacje 1999 roku.
Nie wiadomo o niej nic, ponadto, że lalkę odziedziczyłam od razu z imieniem, zaś ogrodniczki ze zdjęcia to element jej oryginalnego stroju.


Biorąc pod uwagę, że to klonik, nie oczekiwałabym, że w trakcie używania jej czupryna utrzymałaby się w lepszym stanie. Ale i tak trochę smutno to wygląda. Tym bardziej, że również z powodu faktu, iż Stella to klon, nie bardzo mogę zaryzykować jakiekolwiek poważniejszych zabiegów.

Stelka jest dość śmieszną i nietypową lalką, jeśli chodzi o ciałko, dlatego chyba jako jedna z pierwszych doczeka się na tym blogu gołych fotek :P


(Majtki też odziedziczone. Nigdy nie miałam odwagi ich zdjąć, żeby się przypadkiem nie rozlazły do końca.)

Niestety czas zrobił swoje i buzia w stosunku do reszty bardzo ściemniała. Ale pomijając to, warto zwrócić uwagę na tę właśnie resztę - Stella ma praktycznie płaską klatkę piersiową i raczej wąskie biodra. W porównaniu do przeciętnej Barbie jest niższa o jakąś głowę z kawałkiem, w porównaniu do Skipper - o jakieś pół głowy. Wychodzi na to, że przedstawia bardzo młodą dziewczynkę, gdzieś 11- czy 12-letnią. Przyznajcie, czy często widzicie reprezentację kogoś w takim wieku pośród niemarkowych lal?


Niestety, z profilu bidula wygląda... jak wygląda. Nienaturalnie płaska głowa i bardzo wysoko położona linia włosów z tyłu (a w efekcie coś, co mi strasznie przypomina jakąś łysinę). Dziurki w uszach sugerowałyby, że kiedyś mogła mieć jakieś kolczyki, ale...kolczyki w środku ucha?


Malunek twarzy nierówny (przez co prawe oko wygląda, jakby miało tak zwaną leniwą powiekę) i zapewne nadszarpnięty zębem czasu, stąd brak jednej brwi i bardzo słabiutka druga. Makijażu jako takiego brak - wszak to jeszcze dziecko - nie licząc szminki, która na zdjęciach wygląda na ohydnie pomarańczową, ale w rzeczywistości słabo rzuca się w oczy.



Mimo swoich wad i niedoróbek Stella prezentuje się całkiem sympatycznie. Widać, że inspirowana była "wielkooką" Skipper z przełomu lat 80./90. I chociaż nijak nie dorównuje pierwowzorowi, jeśli chodzi o urodę, i tak zawsze była bardzo fajną zabawką i idealną najmłodszą siostrzyczką w lalkowej rodzince :)

Warto też chyba zwrócić uwagę na garderobę, z którą do mnie przyjechała. To był całkiem spory zastrzyk dla mojej skromnej kolekcji, na którą do tego momentu składało się parę ciuszków kiedyś uszytych przez moją mamę.


Stelka przyjechała do mnie w swoich własnych ogrodniczkach z dżinsowatym wzorkiem, widocznej na poprzednich zdjęciach kurtce z prawdziwego dżinsu (dzieło albo kuzynki albo - co chyba bardziej prawdopodobne - jej mamy, a mojej cioci, miłośniczki haftu) i... tylko jednym pantofelku. O drugim zapomniałam. Wprawdzie wiem, gdzie został, ale wątpię, żeby po 14 latach nadal tam był... xD


A to składa się na całą resztę. Najładniej zaprezentuje ją chyba sama zainteresowana.


Znana już z innego wpisu koszula. Nadal mnie zastanawia, czy kuzynka posiadała cały ten kostium dla Fleur (co, biorąc pod uwagę, że pewna część jej dzieciństwa przypadła jeszcze na czasy PRL i Pewexów, jest całkiem prawdopodobne) czy zdobyła ten jego kawałek w jakiś inny sposób.


Sweterek. Najpewniej ręczna robota. Na Stellę za duży, ale przez głowę przechodzi jej z trudem. Lalkom, na które byłby w sam raz (Betty, Barbie) - nie przechodzi wcale.


I sukieneczka. Z dziwnego, sklejającego się materiału i za duża - ewidentnie przeznaczona na koleżankę z dłuższymi nogami i większym biustem :P Tylko pytanie, czy znowu głowa nie utknie, bo jak widać, ma "pętelkę" do założenia na szyję.


Na koniec, bo i w sumie taki nostalgiczny wpis nam się zrobił, zdjęcie znacznie starsze, ale przedstawiające całą czwórkę moich pierwszych fashion dolls. Jedna z Mattela i trzy kloniki, z których jeden po latach okazał się mieć jakąś markę.
I kto powiedział, że byliśmy rozpuszczonym pokoleniem, które do szczęścia potrzebowało tylko i wyłącznie Basiek?

4 komentarze:

  1. Bardzo ładna! I świetnie pozuje.



    Zrób coś z tą weryfikacją obrazkową pleeeeeeeeeeeeeeeeeeeeessss!!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) Tylko muszę uważać, żeby nie pokazywać jej z profilu :D

      Już, już, ciii, wyłączam :P

      Usuń
  2. jezuuuu jaka kochanaaa! Zawsze uwielbiałem takie kloniki :D Zakochałem się normalnie !!! Cudoo :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Klony jednak mają w sobie czasem to "coś" :D

      Usuń