I w związku z tym, że idea wypłynęła mniej lub bardziej pośrednio z mojego zainteresowania kolekcjami tak zwanych fashion dolls, prowadzonymi przez wiele osób, zaczniemy od mojej pierwszej lalki tego typu. Wprawdzie większość z tego, co tu zostanie napisane, to zdeczka zwykła kalka z notki o "dzieciństwie z Pewexu" na moim głównym blogu, ale ciiii, nieważne. Zresztą podejrzewam, że tam niemal nikt zainteresowany tematem jej nie przeczytał :P
Tam tadadam, przed państwem... Betty Teen.
A tak właściwie to Elza lub Eliza, bo tak ją przez całe dzieciństwo nazywałam. Pojawiła się niespodziewanie, pewnego pięknego dnia, jako prezent od babci. Dla rodziców poducha z prawdziwego, wiejskiego pierza, a dla maluszka laleczka. I to jaka! Zupełnie inna niż te, z którymi dotychczas obcowałam. Bo miałam wtedy może ze trzy latka i wszystkie moje lale to były albo bobaski albo szmacianki o dziecinnym wyglądzie. Aż tu nagle pojawia się taka plastikowa panienka, w sukience jak księżniczka, z długimi nogami, talią i biustem. Jak prawdziwa, dorosła kobieta... Przewrót kopernikański normalnie :D
Czas obszedł się z nią dosyć łaskawie. Wprawdzie bardzo skołtuniły jej się włoski, ale wiem teraz, że to "cecha wrodzona" tych lalek, wynikająca z prostego faktu - nie dość, że loki, to często jeszcze w palemkę. Z bajkowej sukienki zaczęła trochę odłazić na plecach ozdobna folia, a słodka torebka z kokardką zaginęła w niewyjaśnionych okolicznościach wieki temu, ale poza tym wszystko jest w jak najlepszym porządku.
Owe nieszczęsne loczki, chociaż na zdjęciach wyglądają odrobinkę lepiej. I czy tylko ja mam wrażenie, jakby ona była... siwa? :D
No i jeszcze jedno - buzia, urocza buzia i te słodkie, rootowane rzęski! :)
O tym, że moja pierwsza "fashionka" to Betty Teen, dowiedziałam się niedawno, zdaje się, że z bloga Agi, która swego czasu zdybała jeden egzemplarz. Lalka produkowana w końcu lat 80., bardzo popularna w Rosji i Holandii. Niestety mało o niej można znaleźć w Sieci, dlatego miło mi, że mogę dorzucić do tej drobnej kupki parę zdjęć mojej lali. A nuż widelec ktoś jeszcze miał taką? ;)
No, to będzie mniej więcej tyle na początek. Dobry, mam nadzieję! ;)
Życzę powodzenia w blogowaniu :)
OdpowiedzUsuńja z dzieciństwa zachowałam pozytywkę/katarynkę {? w sumie nie wiem co to jest} i pluszową mysz. Było tego strasznie dużo, ale mama turami wywoziła te lepsze jakościowo na jakieś zbiórki w przedszkolu. Trochę żal...
No w końcu jakiś krok :-D Cieszę się, że założyłaś tego bloga i w końcu będę mogła pooglądać coś z Twoich zbiorów - nawet jeśli to nie będą tylko lalki!
OdpowiedzUsuńCo do Betty Teen to ona ma przesłodką tą buźkę, a ten połyskliwy materiał jej sukienki był chyba popularny w ciuszkach dla lalek, jak żaden inny. Trochę kiczowaty, ale mam do niego wielki sentyment ;-)
No, i kiedyś muszę koniecznie zdobyć tę lalę.
A czy ona ma zginane nóżki?
@Karola - podziękował :) Ja na szczęście większość mojej kolekcji dziecinnej wybroniłam. Może jestem zbyt sentymentalna, ale szkoda jakoś oddawać w niewiadome ręce swoich skarbów...
OdpowiedzUsuń@Ania - A jednak :D Też lubię ten materiał, chociaż wydaje mi się, że jest strasznie gniotliwy. Mam takie wrażenie, że X lat temu był gładszy, a mnóstwo przebierania, ubierania i innych zabaw odcisnęło na nim swoje piętno, ale wygnieciony też jest piękny :D A nóżki zgina, oczywiście. Chociaż odkryłam to późno i moja zgina tylko jedną - druga chyba była "sparaliżowana" fabrycznie. Pewności nie mam, bo na dobrą sprawę nie wiem, czy jestem jej pierwszą właścicielką (dostałam ją bez pudełka).
A ja myślałam, że Betty jest cała pusta i z miękkiego plastiku, tym bardziej chcę ją mieć :-D
OdpowiedzUsuńMasz rację - nawet pognieciony jest piękny!
moje marzenie!! :) zazdroszczę;)
OdpowiedzUsuńUwielbiam ten materiał sukienki. Kojarzy się z dzieciństwem. A Betty są piękne. Dwa razy trafiły mi się ich kloniki, ale wypuściłam w świat...
OdpowiedzUsuńbardzo urocza, podoba mi się to, że jej twarz jest taka delikatna. jak tak patrze to w latach 80'tych miałam klona Betty Teen XD
OdpowiedzUsuńW moim domu mieszkają dwie Betty. Jedna blondynka, jedna szatynka. Kupione jeszcze z plastikowymi opaskami na główkach na lokalnym targu. Zadziwiające, że tyle lat temu wykonano je z taką precyzją. Twarze mają ciekawsze rysy niż niejednej barbie, nie wspominając o oryginalnych rzęsach.
OdpowiedzUsuńKupiłam jedną z nich na pchlim targowisku,potem poszło dalej...Jako dziecko nie miałam tego szczęścia posiadać pewexowskich lalek..
OdpowiedzUsuńByć może to tęsknota za czymś nieosiągalnym z dzieciństwa,co mineło bezpowrotnie..